Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

Autor: Owen

filmy

Obawiałem się sytuacji, w ramach której wystraszone pandemią wytwórnie będą przepychały swoje produkty na kolejny rok kalendarzowy. I niestety, taka kumulacja odrobinę zaburzyła mi grafik w mijającym sezonie. 

Bo w przeciwieństwie do posuchy z pamiętnego, 2020 roku, nagle wszystkiego było dużo i moim zdaniem, trochę za często. Co z kolei mogło wpływać na kontemplację, oddech i dobry odbiór poszczególnych utworów (szczególnie, jeśli ktoś chciał być na bieżąco i zużywał swoje siły również na seriale). Możliwe, że to wydumany problem i tylko ja się zmagam z niedostatkiem wolnego czasu, ale koniec końców udało mi obejrzeć większość produkcji z długiej tabelki i stworzyć listę tytułów, którą mogę określić jako naprawdę uczciwą.

W tegorocznym zestawieniu nie ma kina superbohaterskiego, bo według mnie żaden z filmów o takiej tematyce nie zbliżył się do pierwszej dziesiątki faworytów, będąc w międzyczasie zjadanym przez doskonałe seriale z trykociarzami, dostępne głównie za pomocą platform streamingowych. A te z kolei fundowały nam prawdziwy rollercoaster pod względem jakości, co jakiś czas wrzucając do swoich ofert prawdziwe perełki, takie jak niedoceniony Bliss.

Zresztą, niesłusznie krytykowanych pozycji pojawiło się znacznie więcej, z bardzo dobrą kinową kontynuacją Candymana na czele. Trudno mi powiedzieć, dlaczego rozstrzał w opiniach wobec tego filmu był tak szeroki – ale to chyba temat na osobny wpis, dotykający kwestii nostalgii czy wygórowanych oczekiwań. Więc by nie przedłużać, na koniec tego rozległego wstępu muszę wspomnieć o ważnej roli niezależnych festiwali filmowych, dzięki którym udało mi się obejrzeć kilka ciekawych tytułów, z których wymieniłbym przede wszystkim Undergods, Strawberry Mansion czy The Pink Cloud

A jak wygląda tegoroczne, gorące top siedem? 

Miejsce 7 – Last and First Men

Nieodżałowany kompozytor filmowy, Jóhann Jóhannsson, (Arrival, Sicario czy Mandy), tuż przed swoją przedwczesną śmiercią w 2018 roku, zdążył wyreżyserować nietypowy projekt filmowy pt. Last and First Man. To historia oparta na kultowej powieści science fiction z 1930 roku autorstwa brytyjskiego pisarza Olafa Stapledona, z narracją Tildy Swinton, zrealizowana w czerni i bieli za pomocą 16 mm taśmy filmowej. Poetyckie dzieło, tragiczne i zarazem pełne nadziei: alegoria pamięci, ideałów oraz śmierci. Osobiście, bardzo lubię takie eksperymenty myślowe.

Co ciekawe, w ramach utworu wykorzystano twórczość m.in. chorwackiego rzeźbiarza, profesora i dziekana Akademii Sztuk Pięknych w Zagrzebiu, Ivana Sabolića, znanego ze swoich brutalistyczno-futurystycznych rzeźb na terenie Bałkanów (dawnej Jugosławii). Zestawienie betonowych, mocno niepokojących tworów z szumem taśmy powoduje, że widz przechodzi w stan rozluźnienia i popuszcza wodze fantazji. Aż zapomina, że to tylko projekcja – po czym doświadcza często deprywacji sensorycznej i efektu Ganzfelda, wizualizując sobie przed oczami aktualnie słyszane fragmenty opowieści.

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to utwór dla wszystkich. Jednak tych wymagających i ciągle poszukujących kinomanów z pewnością zadowoli. 

Zobacz zapowiedź filmową: Last and First Men

Miejsce 6 – The Spine of the Night 

Philip Gellat, znany między innymi z reżyserii doskonałego Europa Report czy frapującego They Remain, połączył siły z innym, równie oryginalnym twórcą, Morganem Galenem Kingiem, by wspólnymi siłami wyprodukować niezwykłe dzieło, które określiłbym jako współczesny hołd dla klasycznych produkcji heroic-fantasy, tworzonych metodą rotoskopu. A trzeba przyznać, że w tej materii wzorce mieli pierwszorzędne, bo debiutujące trzydzieści dziewięć lat temu dzieło Fire and Ice super duetu Bakshi – Frazzeta (ze wsparciem innych, współczesnych gwiazd fantastyki przygodowej, takich jak James Gurney) do dzisiaj robi fantastyczne wrażenie. 

Lecz Kregosłup Nocy to nie tylko mięciutkie nawiązania do prozy Roberta E.Howarda i jego conanowo-kane’owych zabijaków, ale przede wszystkim romans z twórczością innego, równie ciekawego literata, zwanego samotnikiem z Providence. Echo twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta przebija się w tej brutalnej opowieści dopiero po jakimś czasie, ale z każdym kolejnym aktem staje się bardziej namacalne, potęgując atmosferę grozy i nadając całość metafizyczny wymiar. Jednocześnie twórcy bardzo mocno akcentują istotną rolę przyrody, która nie bierze jeńców i zawsze upomni się o swoje. 

Zobacz zapowiedź filmową: The Spine of the Night

Miejsce 5 – Oxygene

Najnowszy film w bardzo nierównym dorobku francuskiego reżysera Alexandre Aja powinien z łatwością przełamać jego kiepską passę tzw. ‚szóstek z hakiem’ na portalach recenzenckich. Tymczasem spośród dwudziestu czterech tysięcy ocen na IMDB, wyklarowała się niemal stereotypowa nota, czyli przeklęte 6,5. Rozumiem, że obejrzała go (lub nie) cała masa przypadkowych osób, zachęconych jedynie algorytmem dostawcy – ale wynik jest efektem zestawienia ze sobą dwóch skrajnie różnych biegunów z opiniami. Przyznam szczerze, że jestem tym faktem trochę zasmucony, ponieważ utwór, znajdujący się obecnie w ofercie Netflixa, jest doskonałym przykładem surowego kina Science-Fiction, z naciskiem na jego najważniejszą cześć – wyobraźnię.

Ten niemal intymny spektakl przebudzenia i późniejszych lęków, związanych z amnezją czy klaustrofobią, został umiejętnie rozpisany w czasie i przede wszystkim doskonale zagrany przez Mélanie Laurent, znaną m.in. z roli Shosanny w tarantinowskich Bękaratch wojny. Panika, próby otworzenia kapsuły i coraz mniejsza ilość powietrza powodują, że główna bohaterka próbuje każdego możliwego ruchu, by wydostać się ze szczelnie zamkniętej kabiny. Co więcej, chce sobie przypomnieć, kim tak naprawdę jest. Stresujemy się razem z nią, słysząc każdy kolejny sygnał o ubywających zapasach cennego gazu. Przeżywamy każdy kolejny, nowo odkryty fakt z jej wcześniejszego życia. Kibicujemy z zapartym tchem. W przenośni i dosłownie.

Całość dopełnia otwarte, choć moim zdaniem absolutnie wystarczające zakończenie. Można narzekać na finał, można się czepiać rzekomych dziur logicznych, lecz trzeba przy tym pamiętać, że jako obserwatorzy, znamy szerszy kontekst i wiemy troszkę więcej. A już na pewno nie mamy tak podniesionego tętna, jak protagonistka. Bo siedząc na kanapie, każdy z nas jest przecież najmądrzejszy. 

Zobacz zapowiedź filmową: Oxygene

Miejsce 4 – The Green Knight

Legendy arturiańskie, a tym bardziej poematy wchodzące w ich skład, korciły już niejednego twórcę związanego z kinem. Lecz frapująca tematyka była i jest wprost proporcjonalnie trudna do adaptacji. Toteż najczęściej spotykanym formatem są filmy quasi-historyczne, z obowiązkowymi wątkami fantasy w tle. Na tle takiego, raczej sztampowego repertuaru, najnowsza produkcja w reżyserii David Lowery’ego jawi się jako coś bardzo odświeżającego, tematycznie lokowanego (przez mnie) gdzieś pomiędzy dramatem psychologicznym ciężkiego kalibru, a onirycznym kinem w stylu Valhalla Rising, z pamiętną rolą Madsa Mikkelsena. Spora w tym zasługa współczesnej interpretacji mitu, stawiająca przede wszystkim na psychologiczny aspekt wydarzeń.

Protagonista to nie dzielny mąż i doświadczony wojownik o szlachetnym sercu, a raczej dworski darmozjad, który zostaje wepchnięty w intrygę przekraczającą granice rozsądku. Będzie chciał dowieść swojego honoru, lecz tak naprawdę stawi czoła przede wszystkim samemu sobie. Dodam, że z bardzo dyskusyjnym rezultatem. A to by się nie udało, gdyby nie jedna zależność. Równie ważnym elementem tej opowieści jest jej warstwa audio-wizualna, doskonale podkreślająca poszczególne wydarzenia. Zróżnicowana symbolika religijna tudzież wyznaniowa ściera się tu z prawami natury, powoli odzyskującej swoje królestwo. Dobrze ma się również geometria wnętrz, kadrowanie i przede wszystkim muzyka skomponowana przez Daniela Harta, współpracującego z reżyserem już od czasów Ghost Story i Gentlemana z rewolwerem.

Jeśli ktoś chce obejrzeć ten film, bo ma zakusy na fantastyczną przygodę ze smokami i magami w tle, to niestety, nie ten adres. To długi, męczący, ale też i warty obejrzenia obraz, który częstuje widzów morałem na miarę naszych czasów.

Zobacz zapowiedź filmową: The Green Knight

Miejsce 3 – Swan Song

Spotykasz miłość życia, z którą pragniesz spędzić resztę swoich dni. Rozpoczynacie wspólną przygodę pod tytułem Rodzina, więc chwilę później sprowadzacie na świat potomka. W międzyczasie trapią was mniejsze lub większe kryzysy, ale bierzesz to na przysłowiową klatę, wyprowadzając sytuację na prostą. I gdy wszystko jest już na nowo poukładane, nagle dowiadujesz się, że jesteś śmiertelnie chory, a wskazówki twojego zegara są ustawione na godzinie jedenastej pięćdziesiąt pięć. Masz tak mało czasu, że nawet nie jesteś w stanie zabezpieczyć bytu swoich bliskich. A najgorsze jest to, że boisz się im o tym wszystkim powiedzieć. Co wtedy robisz? 

Śpiew Łabędzia to pełnoprawny debiut reżyserski Benjamina Cleary i od razu zagranie z wysokiego C, ponieważ opowiadana historia nie należy do łatwych w odbiorze. To wbrew pozorom bardzo intymna rozprawa z własnym sumieniem, które wybija ze strefy komfortu i zadaje kluczowe pytania: czy twoje szczęście jest ważniejsze niż szczęście twoich bliskich? Czy śmierć jest według ciebie ważną częścią procesu egzystencji? A jeśli tak, to czy twoja rodzina jest gotowa na kolejną stratę w tak krótkim czasie? To pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi, dlatego główny bohater posunie się do czynów, które współczesnym ludziom mogą się wydawać wstrząsające lub nieetyczne. 

Zobacz zapowiedź filmową: Swan Song

Miejsce 2 – Little Fish

Wyobraźcie sobie wizję, w ramach której tajemnicza epidemia, która objawia się czymś w rodzaju demencji, przechodzącej w poważne stadium choroby Alzheimera, opanowuje świat. Nikt nie wie, na jakiej zasadzie działa tzw. NIA, więc żadna metoda prewencji nie jest wystarczająco dobra. Dlatego główni bohaterowie, Emma oraz Jude, zamiast cieszyć się sobą i swoim życiem w ramach świeżutko zawartego małżeństwa, zaczynają z przerażeniem obserwować, jak osoby z ich najbliższego otoczenia zaczynają zapominać – miejsca, wydarzenia, bliskich, a w końcu samych siebie. Ale to dopiero początek dramatu…

W swoim najnowszym filmie Chad Hartigan porusza wiele istotnych kwestii dla współczesnego człowieka, żyjącego w coraz bardziej bezrefleksyjnym społeczeństwie. Empatia, zrozumienie czy po prostu miłość, również ta 'ponad wszystko’, a czasem nawet kosztem własnego zdrowia lub życia. Jednocześnie zadaje szereg pytań dotyczących moralności i wytrzymałości ludzkiej psychiki – na przykład jak być weterynarzem, który codziennie usypia zdrowe zwierzęta, jednocześnie widząc szwankującego partnera, którego nie da się uratować?

Little Fish to ciężki i trudny film. Ale na swój sposób piękny oraz skłaniający do myślenia. Mógłbym napisać, że to przede wszystkim zasługa aktorów, którzy tak mocno weszli w swoje role, że dosłownie stali się granymi przez siebie postaciami. Ale to tylko ułamek z ogółu, w ramach którego wszystko zagrało tak jak trzeba. To również doskonały przykład na to, jak bardzo nie szanujemy samych siebie, bo w obliczu globalnej pandemii nie zdaliśmy egzaminu z odpowiedzialności. A w przeciwieństwie do bohaterów omawianego filmu, mamy lekarstwo.

Zobacz zapowiedź filmową: Little Fish

Miejsce 1 – Diuna 

Nie będę ukrywał, że najnowsza produkcja w reżyserii Denisa Villneuev’a była chyba najbardziej wyczekiwanym przeze mnie filmem w zeszłym roku. Pech, a może wprost przeciwnie – szczęśliwy zbieg okoliczności sprawiły, że utwór mogliśmy obejrzeć dopiero w tym sezonie. I nie bez powodu wspominam o tym, dziwnie rozumianym, szczęściu tudzież zimnej krwi, bo mam świadomość, jak bardzo ten projekt utopiłby się finansowo w covidowych falach pandemii. Choć i tak został częściowo ograbiony z zysków przez różne daty premiery w poszczególnych częściach świata; a także, a może przede wszystkim, przez równoczesną dystrybucję cyfrową.

Może ta adaptacja nie jest idealna, ale to najlepsza ekranizacja prozy Herberta, jaką mogliśmy w tych niełatwych dla kina czasach dostać. Denis Villeneuve podszedł do tematu zachowawczo i ostrożnie, choć nie bez delikatnego pokiereszowania książkowego oryginału. Ale jednocześnie z ogromnym szaucunkiem dla osoby twórcy oraz inteligencji widzów. Nakręcił dzieło tak potężne i piękne, że planowana kontynuacja będzie prawdopodbnie najbardziej wyczekiwaną premierą SF w 2023 roku. I zapewne jeszcze bardziej podniesie poprzeczkę jakości. Oby. 

Omawiany film jest tak bardzo złożonym projektem, że postanowiłem porozmawiać na ten temat z największym znanym mi fanem prozy Herberta, czyli Marcinem z bloga Kultura Obrazkowa. Dlatego zapraszam do szerszego omówienia! 

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook