Life

Orbitalny Pac-Man w makabrycznym stylu!

Autor: Owen

filmy

Żadna z planet w naszym rodzimym Układzie Słonecznym nie działa tak mocno na wyobraźnie ludzi, jak pustynny i teoretycznie pozbawiony życia Mars. 

Teoretycznie, bo w praktyce jeszcze nie wiemy, czy na powierzchni tego mniejszego kuzyna Ziemi istniały warunki sprzyjające organicznej (lub nie) erupcji życia, oczywiście w naszym terrańskim rozumieniu tego słowa. Nie jesteśmy nawet pewni krwisto-czerwonej aury post-atmosferycznej, bo ostatnie badania i zdjęcia z sond sugerują, że to po prostu szary kawałek skały. Jednak by nie odzierać całego zjawiska z jego magicznej otoczki, zacytuję fragment wstępu do mojego wpisu na temat powieści Marsjanin Andy’ego Weira i późniejszej ekranizacji od Ridleya Scotta:

„…Czwarta planeta naszego Układu Słonecznego fascynowała ludzi już w starożytności (choć na pewno nie była wtedy postrzegana jako autonomiczne ciało astralne, lecz coś w rodzaju rozgniewanego bóstwa), absorbując ówczesnych obserwatorów swoją złowrogą, rdzawo-czerwoną barwą. Stąd zapewne jej późniejsza nazwa, nawiązująca do rzymskiego boga wojny – Marsa. W rzeczywistości, nasz czerwony sąsiad był dla ludzi zagadką aż do podróży sądy Mariner 4, która w 1964 roku dokonała przelotu w niewielkiej odległości (8700 km) od Marsa i przesłała pierwsze w historii zdjęcia tejże planety, wykonane z głębokiej przestrzeni kosmicznej. Nawet dzisiaj, po misjach pokroju obu Vikingów, Pathfindera i MSL z łazikiem Curiosity, nadal nie udało nam się – jako ludziom – postawić stopy na jego powierzchni. A nie muszę chyba dodawać, jak popularny stał się ostatnio pomysł zasiedlenia tego pustynnego globu.”

cc

Life to opowieść o marzeniach związanych z kolonizacją i ewentualnym, pierwszym kontaktem. Paradoksalnie, tym razem nie lądujemy jeszcze na powierzchni czwartej planety od Słońca, choć akcja utworu rozgrywa się w niezbyt odległej przyszłości. Wraz z załogą Międzynarodowej Stacji Kosmicznej będziemy śledzili niezwykle trudny manewr przechwycenia sondy przewożącej próbki gleby z Marsa. A chwilę później uronimy łezkę razem z kolektywem astronautów, którzy ogłoszą światu z uśmiechem na twarzach, że oto dokonał się przełom i właśnie poznaliśmy reprezentanta naszych kosmicznych sąsiadów. Piękna chwilo – trwaj!

Ale pomimo tak optymistycznego i nieco naiwnego wstępu, film Daniela Espinosy to nie tylko pochwała dokonań ludzkości w dziedzinach związanych z eksploracją kosmosu. To raczej antyprzykład dla badań istotnych z punktu widzenia kongwistyki i szeregu procedur, tożsamych dla działań w próźni kosmicznej. To w końcu absolutne zaprzeczenie idei pokojowej koegzystencji w obszarze jednego układu planet. Pierwotna fala ekscytacji szybko opada niczym fala odpływu, odkrywając przed widzami prawdziwe założenia scenariusza, który miał nas porządnie wystraszyć, a tak naprawdę zamiast samej grozy, trzymał w stałym napięciu do napisów końcowych.    

Life_1Life_2

Po kilku pokazach przedpremierowych można było odnieść wrażenie, że wielu recenzentów próbowało zestawić ten film z klasykami fantastycznego horroru, przywołując w swoich opracowaniach Obcego, Coś, a nawet Forbidden World. I poniekąd, to całkiem sensowny kierunek rozważań. Można nawet pójść o krok dalej i przypomnieć inne, bardziej współczesne utwory, takie jak Europa Report czy Last Day on Mars. Lecz w rzeczywistości, Life to film bazujący na zupełnie innym założeniu. Jego siła polega na odwróceniu konwencji, w której 'potwór’ czaił się gdzieś w mroku korytarzy i atakował znienacka bezbronnych kosmonautów. W dziele szweda z Huddinge, Calvin – bo takie imię nadali tej obcej formie ludzie – to bardzo szybko rosnący pasożyt, niezwykle odporny na różne czynniki fizyczne, ale też niezwykle raptownie rozwijający swój potencjał intelektualny, co w oczywisty sposób wpływa na stale rosnący poziom zagrożenia. I jak na złość, antybohater jest niemal cały czas dobrze widoczny, dając do zrozumienia, że niemoc załogi wcale nie wynika z efektu zaskoczenia.        

Klątwa Sanady

I jak na zróżnicowaną kulturalnie i obyczajowo ekipę, rezydenci stacji wypadają nad wyraz wiarygodnie. Każda z postaci reprezentuje odmienny styl funkcjonowania w przestrzeni kosmicznej i zupełnie inaczej reaguje na sytuacje kryzysowe. Każda osoba ma jakieś swoje przemyślenia i kieruje się innymi postulatami w swojej karierze. Ryan Reynolds jeszcze nie opuścił konwencji Deadpool’a, aczkolwiek tym razem wyszło mu to na dobre i szkoda, że traci życie jako pierwszy. Jack Gylenhall też jeszcze siedzi w scenariuszu z Nocturnal Animals, Hiroyuki Sanada kolejny raz ginie w produkcji SF, a pozostała trójka sprawuje się w miarę poprawnie. Wyjątkiem jest sylwetka lekarza, granego dyskusyjnie przez Ariyona Bakare, który zachował się niezwykle lekkomyślnie i tak naprawdę, zainicjował całą katastrofę, pozwalając obcej formie na swobodną eksplorację wnętrza stacji.

Life_3Life_4

Nie mogę przejść obojętnie wobec tego, jak w filmie Espinosy odwzorowano wnętrza ISS, które wyglądają naprawdę zjawiskowo. Nawet mało znaczące sprzęty i drobne gadżety zostały oddane z drobiazgową pieczołowitością i jeśli myślicie, że na przykład w scenie z Rory’m naprawiającym jakieś dziwne urządzenie w kosmicznej łazience, twórcy dali się ponieść ułańskiej fantazji w kwestii wyposażenia, to jesteście zwyczajnie w błędzie – ten sprzęt naprawdę przypomina realne urządzenia na stacji. Nawet szeroko komentowana śmierć kapitan Golovkiny, poprzez utonięcie we wnętrzu skafandra, jest prawdziwa – polecam doczytanie informacji o problemach włoskiego astronauty Luci Parmitano, który przeżył podobny scenariusz, tylko w realu.

Tak więc, trudno jednoznacznie podsumować to dzieło, bo ani to film przełomowy pod względem sposobu pokazywania technologii i związanej z tym zagadnieniem kosmicznej ekspansji, ani też rasowy horror, straszący atmosferą i chowającym się w cieniu monstrum. To raczej solidny thriller, dający do zrozumienia, że napięcie można budować w zupełnie inny sposób, niż dotychczas wszyscy próbowali. I gdyby tylko zakończenie ucięto często przywoływanym przeze mnie 'bączkiem’ z Incepcji, w momencie gdy do pływającej na wodzie kapsuły ratunkowej podpływają łodzie rybackie, a my jako odbiorcy jeszcze długo po seansie zastanawiamy się, który z bohaterów był w środku, to byłoby naprawdę super. A tak to, jest po prostu nieźle.       

źródło foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook