GAME START/GAME OVER
Wystawa tymczasowa w Krakowie
Autor: Komandor Jasne
wydarzenia
Według Heraklita zmiana jest centralnym elementem świata. Rozwijając swą myśl, grecki filozof stwierdza, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Widocznie nie był nigdy blogerką modową, albo, co bardziej pasuje nam do kontekstu, fanem gier komputerowych.
Nawet niewprawny obserwator zauważy, że pewne trendy wracają niczym zombie zakopane pod cmentarną bramą. Dotyczy to wszelakich aspektów życia ludzkiego, począwszy od mody, poprzez politykę, a na nawykach żywieniowych kończąc. W latach dziewięćdziesiątych renesans przeżywały lenonki, hipisowskie fryzury i stroje, w obecnej dekadzie widzimy ewidentny powrót do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Jednym z przejawów tego procesu jest sentyment do sprzętu elektronicznego oraz, w większej mierze, do powstających wtedy gier komputerowych.
W porządku, Heraklit może ma rację, wchodzimy przecież już do nieco innej rzeki, przefiltrowanej przez gęste sito naszych wybiórczych wspomnień i wyobrażeń. Wyławiamy z niej te elementy, które nas interesują i według uznania kierujemy jej nurtem. Sięgamy po emulatory, lutujemy stare układy scalone, żeby zadziałały na nowo i szlifujemy zapomnianą, lub nigdy dotąd nienabytą, zdolność regulacji głowicy odtwarzacza kaset podłączonego do znalezionego na strychu Komodorca. Przypomina to jednak bardziej pluskanie się w misce z wodą, dla zadośćuczynienia zmęczonym stopom, niż kąpiel w prawdziwej rzece.
Takie nawiązywanie do przeszłości nie jest wszakże niczym złym, to normalny proces, przez który przechodzi każde społeczeństwo i czerpie z przeszłości dla ubarwienia teraźniejszości. Tym oto sposobem rozwija się rynek napędzany sentymentem, stając się przestrzenią dla takiego Mr. Brainwash’a (Exit Through the Gift Shop), który zaczyna zbijać kokosy na starych ubraniach, sprzedawanych za odpowiednio wysoką sumę, jako Vintage Design, albo z równie absurdalną metką.
Pytanie brzmi: czy w przypadku starych gier komputerowych jest podobnie? Czy mamy do czynienia z chwilowym zainteresowaniem klasycznymi tytułami ze względu na panującą modę, czy też na ich faktyczną wartość jako kawałka dobrego oprogramowania? Pytania te zrodziły się po entuzjastycznej wizycie Owena na warszawskim Pixeal Heaven 2017 oraz naszej, już wspólnej, wyprawie do krakowskiego Muzeum Inżynierii Miejskiej, w której towarzyszył nam nasz macedoński korespondent Schwagmeister. Trafiliśmy tam na wystawę Game Start/Game Over, poświęconą historii gier komputerowych w Polsce w latach 1980-2000. Przemierzając symboliczny pacmanowski labirynt, przeciskaliśmy się pomiędzy starymi konsolami i komputerami, przystając przy każdej na chwilę lub dwie. Cała idea wystawy polegała na tym, żeby pokazać na czym i w co Polacy grali za starych dobrych czasów. Co ciekawe, w niedzielne popołudnie sala roiła się od dzieciaków, w wieku od kilku do kilkunastu lat, grających zaciekle w Pac Mana, Raptora, Dyna Blaster czy Ponga.
Obecność na wystawie dzieci i ich wyraźne zainteresowanie samymi grami (raczej nie sprzętem), wskazuje na to, że teza dotycząca starych gier jako kawałka dobrego oprogramowania, może być słuszna. Gra przede wszystkim powinna zapewniać rozrywkę, nie ważne w jakiej będzie ona formie, fizycznie istniejącej planszówki, rozpikselizowanej przygodówki czy też aplikacji VR. Będąc dzieciakami, zapewne w podobny sposób podchodziliśmy do wyżej wspomnianych tytułów, jak to robiły współczesne maluchy w Muzeum Inżynierii Miejskiej.
Nie trzeba wcale posiadać dwudziestoletniego komputera, żeby grać w stare tytuły, można je bez problemu kupić w popularnych serwisach sprzedających gry przez Internet. Można też skorzystać z emulatorów online. Oczywiście, idąc śladami Owena, można również stworzyć swoją małą kolekcję konsol i komputerów. Nawet współcześnie powstające gry, swoją formą i grywalnością nie odbiegają wiele od standardów z lat dziewięćdziesiątych. Często prostota gry i pomysł na nią, bardziej przemawia do zwykłego odbiorcy, niż oszałamiająca grafika i wywindowane wymagania sprzętowe. Dlatego też, stare produkcje bronią się same do dnia dzisiejszego, zdobywając kolejnych miłośników.
Jako nałogowy fan gry Transport Tycon Deluxe, do której regularnie powracam co kilka lat, stawiam śmiałą tezę, że aktualny renesans starych gier komputerowych, nie będzie chwilowym zauroczeniem, wynikającym ze zwykłej mody, ale kontynuacją emanacji ich uroku, wdzięku i pomysłowości samych twórców.
fot. materiały własne
Wejdź na pokład | Facebook