Wolverine: Logan
Brian K. Vaughan vs Eduardo Risso
Autor: Owen
komiksy
Dzieciństwo każdego komiksowego Geeka bywa niezwykle kolorowe, a przy okazji wypełnione całą plejada superbohaterów, którzy w mniejszym lub większym stopniu lub – jak kto woli – w lepszym lub gorszym stylu zapełniają karty kolejnych albumów.
Trudno opisać wrażenie, jakie na kilkuletnim dzieciaku potrafią wywołać wspomniani herosi, bo kto nie czytał albumów obrazkowych za młodu, ten może nie zrozumieć tej nutki nostalgii w mojej wypowiedzi. I jak to zazwyczaj bywa, niemal każdy fan ma swoich ulubionych protagonistów, którzy zazwyczaj przewijają się przez różne tytuły i crossovery niczym promocje w Biedronce – często i bez szału. Ale na czoło peletonu postaci drugoplanowych zawsze wyłoni się jakiś lider, ulubieniec czy wręcz tytan superanckości, będący obiektem westchnień całych pokoleń.
Jednym z takich osobników może być z pewnością niejaki Logan, w światku mutantów znany bliżej jako Rosomak, czyli lubiany przez prawie wszystkich Wolverine. Zawsze bezpośredni i chodzący swoimi drogami twardziel, którego lojalność można stawiać za wzór cnót – to przykład dosyć nietypowy, bowiem próżno szukać tak charyzmatycznej postaci w całym światku X-Menów. Ba! Wolvi to według mnie jeden z najbardziej topowych skurczybyków w całym uniwersum Marvela. Jest również postacią, której fikcyjne losy można określić jako nieprawdopodobną sinusoidę, bo po fantastycznych seriach pokroju Weapon X, Origin czy Old Man Logan, miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć dwie zupełnie nietrafione ekranizacje z Hugh Jackaman’em w roli głównej. Ale nie ma co narzekać, bo akurat na otarcie łezki wpadł w moje ręce album pt. Wolverine: Logan, wydany w Polsce przez oficynę Mucha Comics jako kompilacja 3 zeszytów autorstwa Brian’a K. Vaughana i Eduardo Risso .
Zanim dotrę do przygód charakternego Kanadyjczyka, to najpierw chciałbym w kilku zdaniach wspomnieć o autorach omawianego dzieła. Twórcą historii jest brytyjski scenarzysta Brain K. Vaughan, który zadebiutował w 1996 roku skryptem do drugiej części albumu Tales From the Age of Apocalypse. W późniejszym czasie pracował nad przygodami najważniejszych postaci z portfolio Marvel’a, wśród których warto wymienić ekipę X-Men, Spider-Man’a czy Kapitana Amerykę. Jednak Brian nie ograniczał się tylko do produkcji giganta z wielkim, czerwonym M w logo, bo udzielał się również w przypadku Batmana i Green Lanterna z DC Comics oraz Buffy the Vampire Slyer Season Eight produkowanej przez Dark Horse Comics. Od 2002 roku zaczął tworzyć swoje autorskie projekty, począwszy od Y: The Last Man, przez Pride of Bagdad, Ex Machinę, aż po niezwykłą space operę/fantasty o tytule Saga. Zaznaczył swoja obecność również w telewizji, wspierając produkcję kilku sezonów serialu Lost dla stacji ABC oraz wspomagając Stevena Spielberga przy tworzeniu adaptacji Stevena Kinga – Under the Dome, stworzonej dla kanału Showtime.
Eduardo Risso urodził się w Leones, w argentyńskiej prowincji Córdoba. Rozpoczął pracę rysownika w 1981, rysując swoje pierwsze komiks dla gazety porannej La Nacion i do takich magazynów jak Erotiocon i Satiricon (tytuły publikowane przez wydawnictwa kolumbijskie). W 1986 roku pracował dla włoskiego wydawnictwa Eura Editoriale, w 1987 roku narysował komiks Parque Chas, do scenariusza Ricardo Barreiro. Serie zostały pierwotnie opublikowane przez argentyńskie wydawnictwo Fierro, później przez hiszpański Totem i włoski Comic Art, a potem jako kompletna seria w wielu krajach. W 1988 narysował komiks Cain do którego scenariusz napisał Barreiro […]. Duet Trillo-Risso stworzył również komiks Simon: An American Tale opublikowany we Włoszech i Francji, Borderline opublikowany we Włoszech i Chicanos, opublikowany we Włoszech, Francji i w Polsce. Risso zdobył cztery nagrody Eisnera, wszystkie za pracę nad serią 100 naboi: W 2001, wraz z Brianem Azzarello za najlepszą serię komiksową (Best Serialized Story), w 2002 i 2004 (ponownie z Azzarello) za najlepszą ciągłą serię komiksową (Best Continuing Series) i w 2002 roku nagrodę dla najlepszego rysownika (Best Artist).*
Przedstawiona historia rozpoczyna się w dzisiejszych czasach, gdy już w pełni ukształtowany emocjonalnie i fizycznie bohater wyrusza w podróż do Japonii, by rozwikłać zagadkę tajemniczej kobiety ze swoich snów. W koszmarach pojawia się również ognisty demon, który prześladuje Rosomaka od wielu lat i z czasem staje się dla niego realnym zagrożeniem. Chwilę później, dzięki świetnie prowadzonej narracji, przeskakujemy do roku 1945, gdzie spotykamy młodego Logana, który ni stąd, ni zowąd budzi się nagle w małej celi jakiegoś zapominanego więzienia w okolicach Koyagi, nieopodal Nagasaki. Jego współtowarzyszem niedoli jest amerykański piechur i weteran o nazwisku Warren, który utrzymuje, że przetrwał tylko dzięki szczęściu. Po jakimś czasie dwójka jeńców toruje sobie drogę do wolności i podczas ucieczki przez okoliczne pola napotyka młodą, niezwykle piękną japonkę o imieniu Atsuko. Szeregowiec Warren, doświadczony niezwykle brutalnym traktowaniem w obozie, pała żądzą zemsty wobec każdego przedstawiciela nacji, która go więziła i pod wpływem impulsu, próbuje zabić kobietę. Jego kanadyjski współtowarzysz nie pozwala na to i stając po stronie wieśniaczki, odgania upokorzonego raptusa.
Tak się zaczyna przygoda, która splecie ze sobą relacje trójki niezwykłych ludzi, którzy podstawieni pod przysłowiową ścianą, będą okazywali bardzo skrajne emocje. To również początek „dojrzałości” mentalnej Wolverina, dla którego pewne wybory w ogarniętej wojną Japonii będą fundamentem do budowania swojej późniejszej tożsamości. Muszę pochwalić świetnie przemyślany skrypt, odwołujący się w wielu miejscach do bogatej kultury Imperium Słońca, bo chyba każdy czytelnik znajdzie w tym dziele odniesienia wobec Shoguna, oddziałów Kamikaze czy samej wojny. Co ciekawe, nie jest to opowieść o samotnym wojowniku, pokonującym całe zastępy ninja i innych, często dziwacznych antagonistów. To bardziej walka z demonami przeszłości – w przenośni i dosłownie. To szukanie własnej tożsamości w świecie, gdzie każda odmienność jest kojarzona z tematyką Kaiju. To w końcu geneza powstawania Homo Superior, czyli Dzieci Atomu, które w przyszłości opanują wyobraźnie wielu miłośników komiksów.
Nie mam wątpliwości co do tego, że duet Vaughan i Risso stworzył ponadczasową opowieść, którą z czystym sumieniem można postawić na półce zaraz obok innych szlagierów z uniwersum X-Men’ów i samych opowieści o Rosomaku. To doskonale podana wizja, przekazana w świetny plastycznie sposób. Rysunki Eduardo ( i tusz Dean’a White’a) świetnie oddają klimat oszczędnej, a jednak momentami bardzo dynamicznej narracji, czyniąc tę mini serię totalnym „musisz mieć” dla każdego miłośnika historii obrazkowych. Na koniec wypada pochwalić polskiego wydawcę, który oprócz bardzo ładnej formy publikacji, postanowił dodać kilka ciekawostek od autorów. Być może, zapytacie – jakich? To odpowiem Wam krótko – sprawdźcie sami, bo naprawdę warto!
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Wejdź na pokład | Facebook