Trudno być Bogiem
Pierwsza Dyrektywa po rosyjsku
Autor: Owen
literatura
Jednym z powodów mojej bezgranicznej miłości do uniwersum Star Trek’a jest jego niezwykle pozytywny, wręcz pacyfistyczny wydźwięk, który w latach sześćdziesiątych wcale nie był mile wdziany w amerykańskiej telewizji.
Dlaczego? Przełamywanie stereotypów, obalanie tematów tabu i burzenie wizerunku skostniałego, purytańskiego społeczeństwa to główne czynniki definiujące najbardziej znaną produkcję Gene Roddeberry’ego. I choć o zaletach tej serii mógłbym napisać kilka osobnych artykułów (które pewnie niebawem rzeczywiście powstaną), to akurat tym razem muszę tylko zahaczyć o jeden z ciekawszych postulatów, wynikających z ogólnego założenia projektu, którym jest dla mnie wizja tzw. Pierwszej Dyrektywy, obowiązującej Gwiezdną Flotę Zjednoczonej Federacji Planet.
Jako że każda istota rozumna ma prawo do życia zgodnie ze swoją naturalną ewolucją kulturową, personel Gwiezdnej Floty nie może zakłócać normalnego rozwoju życia i kultury innego gatunku. Za zakłócenia uznaje się demonstrację wiedzy, siły lub technologii rasie, która nie jest w stanie rozumieć i posługiwać się poprawnie tą wiedzą. Oficer Gwiezdnej Floty nie może naruszyć Pierwszej Dyrektywy, nawet jeśli oznacza to zagrożenie dla jego życia lub statku, chyba że działa w celu naprawy wcześniejszego naruszenia lub przypadkowego skażenia obcej kultury.*
I teraz spróbujcie sobie wyobrazić próbę społecznej implementacji takiej inicjatywy po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny, gdzie ludzie mieli znacznie mniej możliwości i swobód obywatelskich, by otwarcie i bez skrępowania publikować tak odważne manifesty. Ale każde prawo da się obejść, toteż wizjonerzy z dawnego ZSRR nauczyli się korzystać z siły przenośni i wielowymiarowych aluzji, często niezrozumiałych dla ówczesnej cenzury. Mówiąc wprost – dla tamtejszych literatów jedną z takich furtek artystycznego rozwoju była przede wszystkim proza fantastyczno-naukowa, kryjąca się pod płaszczykiem różnych wyobrażeń i pozwalająca na snucie teoretycznie abstrakcyjnych rozważań. A gdyby dodatkowo zawrzeć w takiej lekturze podwójnie złożoną metaforę, odnoszącą się równocześnie do danego ustroju oraz wizji jego futurystycznej poprawy, to jako przykład dzieła mógłbym w tym miejscu podać wydany w 1964 roku utwór braci Arkadija i Borysa Strugackich, zatytułowany buńczucznie Trudno być Bogiem.
Książka opowiada o losach ziemskiego historyka wysłanego w celu badania humanoidalnej cywilizacji, istniejącej na jednej z odkrytych planet, gdzie panuje ustrój porównywalny z ziemskim średniowieczem. Pełniąc jedynie rolę agenta doskonale wtopionego w otaczającą go rzeczywistość, Rosjanin Anton, noszący na badanej planecie nazwisko Don Rumata, może być tylko wykonawcą narzuconych mu rozkazów. Nie może kierować się swoimi emocjami, czy też osobistymi sympatiami. Jednak prymitywne i okrutne warunki panujące w Arkanarze, są dla niego codzienną i trudną próbą charakteru.*
Jego sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, bowiem na co dzień spokojny i opanowany agent, sumiennie wykonujący powierzoną misję, zaczyna doświadczać na własnej skórze eskalacji lokalnego konfliktu, w którym pycha, głupota i nepotyzm zbierają niezwykle krwawe żniwo. Głównie w kręgach ludzi światłych. W obliczu totalnej makabry, Rumacie niezwykle trudno przezwyciężyć typowo ludzkie odruchy, mogące zdradzić jego intencje. Dlatego ziemski historyk stara się pomagać wybranym jednostkom w miarę swoich możliwości, finalnie ryzykując nawet życiem. Tak rodzi się bardzo popularne w fantastyce naukowej pytanie: czy członkowi bardziej zaawansowanej cywilizacji wolno się wtrącać w rozwój mniej zaawansowanej społeczności, podając gotowe rozwiązania i hamując w ten sposób jej własny potencjał? Jakikolwiek by on nie był.
Gdzieś pomiędzy wierszami czytamy o tym, że nie wolno ingerować w sprawy królestwa Arkanaru, jednak widziany naszymi oczami protagonista zaczyna tracić cierpliwość, nie wytrzymuje psychicznie i w pewnym momencie łamie zasady. Dlatego trudno być bogiem. Wszechpotężnym i wszechmocnym, ale z założenia neutralnym. Dla mnie osobiście wewnętrzne rozterki Antona to również próba zadania szeregu pytań retorycznych w stronę społeczeństwa przygniecionego totalitaryzmem: czy dopiero pojawienie się kogoś nieprzeciętnego, wykraczającego fizycznie i mentalnie ponad aktualny stan rzeczy, może zmienić bieg historii? Jak długo można pozostać w cieniu bestialstwa, grzecznie milcząc? I ile okrucieństwa jest w stanie znieść przeciętny człowiek?
…Nie znamy zasad doskonałości, jednakże z czasem można ją osiągnąć. Niech pan spojrzy, jak jest zbudowane nasze społeczeństwo. Cieszy oko ta przejrzysta, prawidłowa pod względem geometrycznym konstrukcja! Na dole chłopi i rzemieślnicy, wyżej szlachta, następnie duchowieństwo i na samym szczycie król. Jakie to wszystko przemyślane, co za trwałość i jaka harmonia. Cóż jeszcze zmieniać w tym oszlifowanyn krysztale, który jest dziełem rąk niebiańskiego jubilera? Nie ma budowli trwalszych nad piramidy…
- doktor Budach, do Rumaty
Te poboczne wątki, wraz z występującymi w nich postaciami, to niewątpliwie największy atut utworu, ponieważ starannie i powoli nakreślane tło wydarzeń staje się w wielu momentach dominującym czynnikiem fabularnym, wykorzystywanym przez autorów do wbijania intelektualnych szpileczek w głowy czytelników. I choć ogólny klimat powieści zmienia się w błyskawicznym tempie – od szlacheckich romansów i rubasznej zabawy, do typowo rycerskiej bijatyki i totalnego zamordyzmu, to jednak ogólny wydźwięk utworu budzi smutek. Bo tak naprawdę jest lustrzanym odbiciem naszej rzeczywistości, z jej wszelkimi wadami i problemami. Szkoda, że w tym wszystkim gubi się gdzieś postać głównego bohatera, który blaknie w obliczu tych najważniejszych bandziorów i łotrów. A wierzcie mi, każdy z nich to świetny materiał na kinowego zawadiakę.
Idąc dalej, wypada mi napomknąć, że w zalewie amerykańskich produkcji filmowych, bardzo łatwo przeoczyć aż dwie próby interpretacji i ekranizacji omawianej powieści braci Strugackich, które powstały za naszą wschodnią granicą. Pierwszą z nich jest francusko-niemiecko-radziecki projekt z 1989 roku w reżyserii Petera Fleischmann’a, w którym główną rolę zagrał nieodżałowany Edward Żentara. Utwór dosyć wiernie trzyma się książkowego pierwowzoru, jednak kilka ostatnich scen to już inna koncepcja podsumowania całej przygody, dopowiedziana przez scenarzystów. Co więcej, wszelkie niewiadome, łącznie z funkcjonowaniem kosmicznego centrum dowodzenia, zostały bardzo dokładnie wyeksponowane, odbierając widzowi możliwość subiektywnej interpretacji cyklu wydarzeń. Jeszcze mroczniejsza i bardziej makabryczna jest kolejna adaptacja kinowa, którą w 2013 roku popełnił Aleksey German. Projekt okazał się niezwykle pechowy, ponieważ etapy produkcji rozciągnięto aż na sześć lat (od 2000 do 2006 roku), a sama premiera okazała się być ostatnią w życiu rosyjskiego twórcy. Nie zmienia to faktu, że czarno-biały obraz dosłownie epatuje wyobrażeniem średniowiecznej brzydoty, które momentami są prezentowane w sposób nader dosłowny.
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Zobacz również
Wejdź na pokład | Facebook