Top 7 filmów z 2020 roku
Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych
Autor: Owen
filmy
Autor: Owen
filmy
Gdy dzisiaj czytam swoje przemyślenia zapisane w ramach wstępniaków do poprzednich zestawień, to zaczynam się po prostu śmiać. Ówczesne narzekactwo jest niczym w stosunku do tego, co zafundował nam rok 2020.
Choć trzeba przyznać, że początek sezonu był całkiem ciekawy. Najpierw w kinach debiutowała świetna Proxima, potem klaustrofobiczny Underwater i w końcu doskonała, współczesna adaptacja Niewidzialnego Człowieka. Chwilę później śmialiśmy się na seansie z Harley Queen, płakaliśmy na Jojo Rabbit i grymasiliśmy na Gretel & Hansel. Na horyzoncie rozrywki majaczyły już kolejne produkcje, takie jak Quiet Place 2, Bloodshot czy Guns Akimbo, a tu bang! Bardzo szybko rozprzestrzeniający się koronawirus zaczął zbierać swoje żniwo, zmieniając przy okazji nasze przyzwyczajenia. Niestety, w ramach długiej listy ograniczeń, cykliczne wizyty w kinie stały się czymś niemal mitycznym.
Moment zawieszania wykorzystały duże serwisy streamingowe, które z jednej strony zalewały nas całą masą nowości w dużo większym tempie, niż zwykle, a z drugiej strony walczyły o możliwość dystrybucji pierwszoligowych blockbusterów. Ostatecznie guzik z tego wyszło, bo jedna WW84 wiosny nie czyni. W międzyczasie zamieszanie wykorzystali mniejsi dystrybutorzy, sprowadzając na platformy vod sporo niszowych produkcji lub takich, o jakich mogliśmy wcześniej jedynie pomarzyć. Świetnym przykładem tego zjawiska była ekspansja rosyjskiego kina SF, które w mijającym roku dowiozło aż trzy duże produkcje. I o ile długo wyczekiwana Coma zawiodła oczekiwania, a Avantpost lepiej omijać z daleka, to obraz pt. Sputnik określiłbym jako bardzo pozytywne zaskoczenie, plasujące się tuż za pierwszą siódemką tegorocznej topki.
Diuna została przesunięta na następny sezon, a kilku potencjalnych pewniaków, takich jak Possesor czy The Midhnight Sky, rozczarowało mnie na całej linii. Nie inaczej jest z najnowszym dziełem Christophera Nolana, który to (film) miał przełamać lockdown’owy impas, a ledwo na siebie zarobił, gromadząc na koncie bardzo zróżnicowane recenzje. Co mnie w zupełności nie dziwi, ponieważ scenariusz do Tenet to materiał na krótki, powiedzmy sześcioodcinkowy serial, a nie na przydługi film, z dosłownie muśniętymi wątkami fabularnymi i ledwo zarysowanymi sylwetkami bohaterów. Na szczęście, na wysokości zadania stanęły niezależne festiwale filmowe, które dostarczyły dużo dobra. To właśnie dzięki takim inicjatywom jak Nowe Horyzonty, Splat!FilmFest czy Octopus Film Fest udało mi się złożyć tegoroczną listę.
Stabilizacja finansowa może być największym luksusem nadchodzących czasów. Szczególnie wtedy, gdy pracuje się na kiepsko opłacanym etacie w mało perspektywicznej firmie i ma się przewlekle chorego brata, który wymaga coraz większych nakładów na opiekę i leczenie. W takiej sytuacji każda oferta pracy dorywczej sprawia wrażenie atrakcyjnej możliwości spięcia domowego budżetu. Ale nie wszystko złoto, co się świeci, więc kombinowanie tudzież poszukiwanie nowych możliwości jest celem samym w sobie. A przecież nie ma lepszej opcji, niż weekendowe spacery plenerowe z rozwijaniem kabli dla gigantów przemysłu komputerów kwantowych, prawda?
A jednak, nieprawda. Bo to, co na początku jawi się jako świetna okazja, jest tylko robakiem na haczyku wędki; piękną fasadą dla zwykłego cwaniactwa, zarówno po stronie zlecających, jak i podejmujących zlecenia. Ci pierwsi patrzą jedynie na zysk, kosztem zdrowia pracowników, którym fundują pracę ponad możliwości fizyczne. Natomiast drudzy próbują się w tym ambarasie jakoś odnaleźć i szukają różnych, nie zawsze legalnych możliwości, by ostatecznie odłożyć coś z cieżko zarobionych pieniędzy. Ta analogia nie jest przypadkowa, ponieważ obraz Noaha Huttona to w zasadzie gorzka satyra na współczesny rynek pracy fizycznej, który przez coraz bardziej wyśrubowane normy i stale podbijane statystki, staje się mocno dyskusyjny.
Historia oscyluje wokół problemów współczesnego świata, takich jak wojna, pokój czy miłość, będąc też w pewnym stopniu zawoalowaną krytyką kryzysu migracyjnego (na przykładzie Afryki i Europy). Ale na szczęście debiutujący reżyser, sprawujący równocześnie rolę scenarzysty, nie pomija tematów pokrewnych – pomoc, aklimatyzacja lub życzliwość są w tym utworze przedstawione w rzetelny sposób. Więc ostatecznie Remi Weekes funduje nam świetne studium ludzkiej psychiki, narażanej na cały szereg niebezpieczeństw, która działa na zasadzie algorytmu i stawia na przetrwanie za wszelką cenę. Za co głównym bohaterom przyjdzie zapłacić bardzo wysoką cenę. Doświadczenie zespołu stresu pourazowego, zestawionego z ludowymi przesądami i klątwami sprawia, że tak naprawdę do samego końca nie wiemy, co jest rzeczywistością, a co projekcją umysłów doprowadzonych do ostateczności ludzi.
Bardzo dobry, absorbujący i niejednoznaczny film.
’Duch porzuca zużyte ciało, by nowe przyoblec, jak człowiek co odzież znoszoną na świeżą zamienia.’
– (Bhagawadgita 2:22)
Nie ukrywam, że hinduski film SF pt. Cargo w reżyserii Aratiego Kadavy był jednym z tych utworów, na które chyba wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością. A już na pewno z nieukrywaną ciekawością. Jednocześnie, znając trochę realia dystrybucyjne w centrum Europy, obawiałem się, że poza niszowymi festiwalami lub zamkniętymi pokazami, bardzo ciężko będzie obejrzeć to dzieło. Na szczęście, po drobnych perturbacjach, w końcu trafiło na Netflixa (z małą pomocą VPNa).
I wiecie co? To jest naprawdę mocno krejzolski pomysł, zrealizowany w zabawnej stylistce retro-future, którą akurat uwielbiam (jeśli są tu fani netflixowego serialu Maniac, łapka w górę). Spięcie ze sobą ludowych wierzeń w reinkarnację (Sansara, wędrówka dusz) z fantastyką naukową wypadło po prostu świetnie. Dlatego jestem pełen podziwu dla scenarzystów za tak odważny koncept, bo od czasu starej gry na PCta pt. Afterlife, nie widziałem równie ciekawej reinterpretacji motywu zarządzania zasobami 'życia po życiu’. Oczywiście wszystko podlane sosem z dramy w relacjach interpersonalnych i doprawione utworem pop, którego nie da się przestać słuchać. Serio!
Nie każdy nowy projekt filmowy spotyka się z przychylnością widzów, nawet jeśli w rzeczywistości bywa ciekawy. Dobrym przykładem jest drugi film w dorobku austriackiej reżyserki i scenarzystki Sandry Wollner, który już samą zapowiedzią wywołał falę oburzenia wśród bardziej konserwatywnych odbiorców. Kontrowersje wzbudził pomysł zrealizowania futurystycznej fabuły z wątkiem pedofilskim w tle. Czy słusznie? Moim zdaniem, nie. Głównie dlatego że w/w motyw jest w tym filmie ledwo zarysowany i bazuje bardziej na wyobrażeniach, niż rzeczywistych działaniach. A młoda aktorka, odgrywającą różne role, była odpowiednio przygotowana oraz zabezpieczona*.
I na tym aspekcie skupia się większość krytyków czy hejterów, pomijając zupełnie ogólny wydźwięk fabuły, opowiadającej przecież różne historie ludzi, którzy nie potrafią pogodzić się ze stratą, więc szukają substytutu szczęścia, a może nawet zadośćuczynienia. Wykorzystują w tym celu maszynę z AI na poziomie emocjonalnym dziesięcioletniego dziecka. Oczywiście żadnego z tych działań czy wyborów nie da się racjonalnie usprawiedliwić, bo górę biorą nonkonformizm, egoizm i w pewnym sensie pycha. Co zazwyczaj kończy się tragicznie. Dlatego warto sobie zadać szereg pytań: jak w niedalekiej przyszłości będą wyglądały relacje ludzi z maszynami? Czy będą w jakiś sposób uregulowane prawnie? I czy będzie temu zjawisku towarzyszyła jakaś etyka?
—
* Młoda aktorka miała na sobie cały czas protetyczną maskę, ukrywającą rzeczywistą twarz i w scenie, gdzie widzimy ją nago, tak naprawdę była ubrana. Jej gołe ciało zostało wygenerowane w CGI już w trakcie post-produkcji. Oprócz tego, nad jej samopoczuciem czuwał psycholog. Jestem zwolennikiem super-turbo surowych kar za jakąkolwiek formę przemocy seksualnej, a już tym bardziej na linii dziecko-dorosły. Więc na takie obrazy jestem podwójnie wyczulony.
Ostatnia kosmiczna misja przed pierwszym załogowym lotem na Marsa. Amerykańsko-rosyjsko-francuska ekipa ma się się wybrać na ISS i przeprowadzić tam szereg testów przygotowawczych. Jedyną kobietą w załodze jest Sarah Loreau, która dla dobra misji (oraz spełnienia swoich marzeń) podporządkowuje całe swoje życie tylko temu jednemu celowi. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niemal samotnie wychowuje córkę wykazującą różne zaburzenia. A to z kolei trochę komplikuje plany ESA. Proxima to dramat obyczajowy, obnażający problemy kobiet w świecie organizacji o ścisłym rygorze strukturalnym, takich jak Agencje Kosmiczne. Teoretycznie wszystko jest tam w porządku, wszyscy uśmiechają się do siebie w blasku fleszy oraz przybijają sobie piony. Sarah może w każdej chwili liczyć na pomoc opiekunek i przyjaciół. Jednak w życiu zawodowym niemal na każdym kroku spotyka się z lekceważeniem. Dlatego daje z siebie więcej, niż powinna. A potem płaci za to wysoką cenę.
Film dotyka również kwestii relacji młodych rodziców, żyjących w separacji i starających się realizować swoje zawodowe cele, często kosztem dziecka. Jak na dłoni widać, że jedno z nich (w tym przypadku ojciec) ma dosyć ambiwalentny stosunek do macierzyństwa i koncertowo zawala kolejne sytuacje, nie dotrzymując obietnic. A w konsekwencji, naraża główną bohaterkę na spore niebezpieczeństwo. Obraz Alice Winocour to długi i momentami delikatnie monotonny film. Ale naprawdę warty uwagi.
Leigh Whannell, reżyser znany z różnej maści horrorów, postanowił odwrócić koncepcję poprzedniej adaptacji dzieła Wellsa i do swojej propozycji dodał dwa dobrze zbalansowane ze sobą pierwiastki, które zdecydowały o sukcesie wspomnianego filmu. Pierwszy z nich to mocno futurystyczne podejście, znane m.in. z szalonego filmu pt. Upgrade, który dwa lata temu nieźle namieszał w różnych zestawieniach. Drugi, zdecydowanie ważniejszy, to kwestia relacji głównych bohaterów. Bo Niewidzialny Człowiek to w rzeczywistości przerażajace studium manipulacji, stalkingu i wynikającej z tych działań psychozy. Główna bohaterka jest poddawana tylu negatywnym działaniom, że sama zaczyna popadać w obłęd. Aż w końcu, doprowadzona do ostateczności, podejmuje nierówną walkę o swoje życie.
Całość spięta z fantastycznym wyczuciem (niepokojące dłużyzny) i bez zbędnych jump-scare’ów – te, które akurat pojawiają się w filmie, uznałbym za pomysłowe i dobrze wplecione w oś wydarzeń. Do tego klimatyczna muzyka i bardzo dobra gra Elisabeth Moss sprawiają, że to nie tylko bardzo ważny głos w temacie MeToo, ale też świetnie zrealizowany thriller z aspiracjami do miana horroru.
Hiszpański thriller socjologiczny z elementami SF to idealny prezent dla wszystkich fanów wymagającego, współczesnego kina, którzy nie boją się wyzwań intelektualnych. A przy okazji, cenią filmy z tzw. kanonu pułapki, czyli utwory pokroju Cube’a, Circle czy Coherence. Najnowsze dzieło Galdera G. Urruti to utwór debiutujący lokalnie i trochę bez echa w ogólnoświatowym fandomie – dzisiaj, za sprawą oferty Netflixa, w końcu otrzymuje należną mu uwagę. I bardzo dobrze, bo to świetny obraz, który można określić jako dyskusyjny oraz złożony na wielu płaszczyznach komentarz na temat konsumpcjonizmu. Dla jednych szokujący, dla innych obrazoburczy; obnażający pychę, egoizm i autodestrukcyjne oblicze współczesnej cywilizacji.
Gorąco polecam!
foto: 1
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Wejdź na pokład | Facebook