Falling Skies
Nieprawdopodobna odyseja Toma Masona
Autor: Owen
seriale
Wizualne i emocjonalne pochłanianie seriali to jedna z ciekawszych pasji niemal każdego geeka, wymagająca zazwyczaj dużej cierpliwości i sporej dawki wolnego czasu.
I choć często to miłość bez wzajemności (bo albo trafiają się słabsze sezony, albo giną ulubione postacie, tudzież mają miejsce niespodziewane kasacje całych tytułów), to jednak trudno sobie dzisiaj wyobrazić fandom – w ogólnym zarysie – bez tego elastycznego medium. To właśnie telewizja pozwoliła nam wejść na pokład USS Enterprise w towarzystwie kapitana Kirka i Spocka, to dzięki cyklicznym odcinkom zwiedzaliśmy oceany z załogą SeaQuest i przemierzaliśmy czas we wnętrzu Tardisa, towarzysząc osobliwemu Doktorowi o wielu twarzach. W końcu, to cykliczność epizodów pozwoliła na rozwinięcie historii, które nigdy nie osiągnęłyby swojego potencjału, gdyby zostały ograniczone czasowo tylko do filmów kinowych.
Ale nie wszystko złoto co się świeci, ponieważ relatywnie prostsza formuła i mniejsze koszty produkcji pozwoliły na wykwit tak wielu produkcji, że nawet w wąskim kanonie tematycznym można już śmiało wskazywać pretendentów do wszelkich pochwał i nagród, a także faworytów do tytułu gniota wszech czasów. Co więcej, ostatnia dekada to jakiś totalny boom na seriale osadzone w tematyce fantastycznej, więc teoretycznie jest w czym wybierać. W praktyce – bywa różnie, ponieważ nie każdy pomysł sprawdza się w takim kształcie, w jakim został zaproponowany, a przy tak dużej konkurencji, producentom coraz trudniej utrzymać zadowalającą oglądalność i związaną z tym zjawiskiem jakość. Toteż wypada zadać pytanie: co wpływa na miodność danego tytułu, utrzymującą przy nim fanów grono wiernych fanów? Spróbuję odpowiedź na to pytanie na przykładzie serii Falling Skies.
Espheni zaatakowali nagle, bez ostrzeżenia. Zrzucili bomby z orbity, nie dając ludzkości najmniejszych szans na skuteczną obronę. A potem zstąpili z nieba wraz ze swoją armią przerażających akolitów, by zniewolić tych, którzy przeżyli krwawą inwazję. Espheni – tajemnicza rasa kosmicznych władców, niezwykle bezwzględnych w swoich działaniach – przybyła gdzieś z dalekich rubieży naszej galaktyki, by wykorzystać zasoby naturalne Ziemi, przy okazji urządzając na jej powierzchni getta i obozy koncentracyjno – mutacyjne dla autochtonów. I choć szybkość oraz sprawność działań ze strony najeźdźcy nie dała Terranom większych szans, to w całym misternym planie aneksji pojawiła się malutka luka – czyli niewielkie skupiska ziemskich partyzantów, zawiązane jako sojusze pomiędzy ocalałymi.
Jednym z takich ognisk zorganizowanego ruchu oporu był amerykański korpus Massechussets, dowodzony przez generała Jima Portera. Lecz pomimo usilnych starań z jego strony, jednostka została poważnie przetrzebiona w bitwie o Boston i rozpadła się na dwanaście kilkusetosobowych pułków, przygotowanych do działań mobilnych i wojny typowo podjazdowej. Sytuację dodatkowo komplikował fakt, że braki kadrowe uzupełniano cywilami, którzy, z dnia na dzień i często bez przeszkolenia wojskowego, musieli podejmować walkę o przetrwanie. Tak więc, omawiana historia skupia się na działaniach 2 Pułku Massechussets, prowadzonego do boju przez emerytowanego kapitana i późniejszego pułkownika, Dana Wevera. To właśnie ta gromada przypadkowych osób stanie się jedną z ważniejszych grup niepodległościowych, będących równocześnie azylem dla wielu zwykłych ludzi, takich jak rodzina Masonów.
…był niegdyś typowym przedstawicielem amerykańskiej klasy średniej, szanowanym nauczycielem historii i głową pięcioosobowej rodziny. Jednak poważna choroba żony i coraz trudniejszy kontakt z dorastającymi synami zapoczątkowały pasmo nieszczęść w jego spokojnym życiu. Czarę goryczy przelała agonia partnerki, która odeszła dosłownie na kilka chwil przed atakiem obcych, zmuszając świeżo upieczonego wdowca do podjęcia działań zmierzających w kierunku stabilizacji i bezpieczeństwa – głównie dla swoich bliskich. Los chciał, że skołowani i zagubieni Masonowie trafili pod skrzydła gburowatego kapitana Wavera i z czasem zaczęli uczestniczyć w działaniach bojowych, w ramach powstającego dopiero zgrupowania militarnego.
Od pierwszych chwil trwania serialu widać ogromną więź pomiędzy ojcem i trójką synów. Mason senior nie jest typem przewrażliwionego rodzica, który zawsze wie najlepiej, czego potrzebują jego dzieci – wręcz przeciwnie, zachowuje się na tyle rozważnie, by w ramach kontrolowanej autonomii (przynajmniej w okolicach pierwszego sezonu) pozwolić młodzieży na samodzielne zdobywanie doświadczenia. I to, co na samym początku może się wydawać jakimś kuriozum w kwestii wychowania, a przede wszystkim bezpieczeństwa, w trakcie rozwijania serii okazuje się doskonałym posunięciem, pozwalającym na wykreowanie trzech całkiem ciekawych i dorastających na oczach widzów sylwetek. Ale każdy kij ma dwa końce, więc nawet charyzmatyczny historyk nie jest w stanie uratować drugiego z synów, Benjamina, gdy ten wpada w pułapkę i zostaje porwany przez grupę niezwykle groźnych Pełzaczy.
Warto zauważyć, jak ważnym dla toku wydarzeń i jednocześnie jak bardzo złożonym emocjonalnie charakterem jest Ben. W przeciwieństwie do – raczej – jednowymiarowych osobowości swoich braci, to właśnie ten skromny i bardzo oddany każdej inicjatywie chłopak, będzie kimś w rodzaju telepatycznego łącznika z wrogiem. Wplątany w szaleństwo wojny, nastolatek spróbuje pogodzić w sobie dwa zupełnie odmienne stany świadomości: nieśmiałego i wycofanego outsidera o dobrym sercu z biologiczną maszyną do zabijania. Dlatego też ilość upokorzeń i zaczepek, jakie młody Mason będzie musiał znieść przez pięć sezonów jest wręcz nieprawdopodobna. W przeciwieństwie do niego, jego starszy brat Hal to istna gwiazda partyzantki i lowelas, który w trakcie fabuły zakręci w tańcu miłosnym aż trzema partnerkami. Osobiście miałem do jego postaci stosunek totalnie ambiwalentny (a już tym bardziej do miłosnej relacji z Meggi), w przeciwieństwie do najmłodszego, Matt’a, który budził wiele ciepła i dojrzewał razem z widzami serialu, przeobrażając się z płaczliwego dziecka w odważnego młodziana.
Duża w tym zasługa późniejszej przyjaciółki i partnerki Toma, pięknej i niezwykle rozważnej pani doktor Ann Glass. To właśnie ta kobieta, mająca równie bogate portfolio przykrych doświadczeń, będzie dla rodziny Masonów kimś w rodzaju żeńskiego terapeuty, który ustabilizuje wiele palących problemów i wyprowadzi na prostą mentalnie zagubionych nastolatków. Ale nie tylko główni bohaterowie zyskają na jej obecności, ponieważ wiedza i umiejętności lekarki niejednokrotnie uratują członków 2 Pułku. Dla mnie Ann jest przede wszystkim taką symboliczną namiastką ciepła, życzliwości i normalności w świecie pełnym impulsywnych działań i zawirowań, które potrafią wykończyć nawet największych twardzieli. A takich teoretycznie nie brakuje wśród członków…
Bo czym jest tak naprawdę wspominany pułk, jak nie zbieraniną przypadkowych osób, które dzięki identyfikacji ze zorganizowaną grupą operacyjną, odnalazły się jakoś w nowej rzeczywistości? Trudno w tym momencie nie docenić pułkownika Wavera, namaszczonego na to stanowisko przez dowództwo ruchu oporu na ziemiach dawnego USA. Ale zaraz, moment! Za co właściwie można by chwalić tego zgorzkniałego samotnika, skoro już od pierwszych ujęć facet potrafi zniechęcić do siebie widzów? Ano za to, że dzięki swojej twardej postawie był i jest w stanie utrzymać w ryzach cywilnych wojaków tak długo, że nawet pomimo kilku poważnych kryzysów, razem dobrnęli do takiego, a nie innego finału. Osobiście, bardzo nie lubię oceniać książki po okładce, dlatego ogromnie się cieszę ze stopniowej przemiany behawioralnej Dana, zapoczątkowanej za sprawą krótkiego, acz bardzo intensywnego kontaktu z jego córką, Jeanne.
I nie ma w tym stwierdzeniu nic nadzwyczajnego. W rzeczywistości, prawie każdy z ocalałych bohaterów szuka jakiejś bratniej duszy, ponieważ to właśnie bliskość drugiego człowieka pozwala przezwyciężyć dowolny kryzys. Toteż w trakcie rozwoju fabuły relacje interpersonalne będą stanowiły ważny punkt odniesienia wobec konkretnych sytuacji. Dla części bohaterów zauroczenia staną się przygodą, zmierzającą w stronę romantycznej miłości, podczas gdy dla innych okażą się tylko czymś w rodzaju przelotnej znajomości, która, w najlepszym przypadku, zakończy się ochłodzeniem relacji. I choć w trakcie pięciu sezonów będziemy mogli zaobserwować kilka takich flirtów, to wydaje mi się, że poza związkiem Toma i Ann, najważniejsza pod tym względem okaże się spontaniczna relacja ulubieńca tłumów, Johna Popa’a i poznanej w czwartym sezonie Sary.
Aby lepiej zrozumieć moją sympatię wobec tego tragicznego romansu, warto się przyjrzeć sylwetce krewkiego zabijaki i temu, jaką przeszedł metamorfozę w ciągu całego serialu. Z początku szorstki i nie dbający o nikogo Pope, z biegiem czasu staje się takim samozwańczym Stańczykiem na dworze prezydenta Masona i jego świty, często ironicznie komentującym bieżące wydarzenia i coraz dziwniejsze decyzje wspomnianego lidera. Zawsze na luzie i w opozycji do podejmowanych przez ogół decyzji, ale pomimo drobnych złośliwości, bywa równie słowny jak i uparty. Dopiero poznanie kobiety o podobnym temperamencie wpłynie na zmianę jego zachowania i szczerze mówiąc, pomimo kilku irytujących zachowań, bardzo kibicowałem temu duetowi. Niestety, scenarzyści postanowili wprowadzić w połowie ostatniego cyklu bezsensowny twist fabularny, całkowicie zmieniający charakter omawianej postaci. Dlatego jestem w stanie zrozumieć permanentną niechęć Johna do wszelkie maści kosmitów…
A tych się pojawia w serialu całkiem sporo. Najpierw obserwujemy brutalnych Skitterów/Pełzaczy, którzy objawiają się bohaterom w różnych formach i stadiach przeobrażenia. Jednak dopiero z czasem poznajemy gorzką prawdę na temat braku autonomii w ich działaniach, za które odpowiadają dużo potężniejsi Espheni, lubujący się w zniewalaniu słabszych od siebie nacji. Tym samym, w połowie drugiego sezonu będziemy mieli do czynienia z małym buntem wśród stawonogów, generującym ogromny potencjał w kontekście rozwijanej fabuły, ale urwanym nagle, z niezwykle tragicznym skutkiem dla konspiratorów. I jakby tego ambarasu były mało, finał tego samego cyklu zwiastuje kontakt z trzecią kosmiczną rasą, która do samego końca opowieści nie zdradzi swoich prawdziwych intencji. Jednak to nie Volmowie będą ostatnią grupą przybyszów, bo choć na samym końcu pojawi się ktoś jeszcze, to największy zamęt wywoła postać…
…która mogła być największym atutem całej serii, a okazała się niezwykłą wydmuszką, powodującą ogromny zawód wśród fanów serii. Scenarzyści ewidentnie nie mieli pomysłu na rozwój tej bohaterki, sukcesywnie pchając jej kolejne wcielenia w coraz większy bałagan tematyczny i ostatecznie poświęcając ją w możliwie najbardziej patetyczny sposób. Ale to nie sama Lexi wyszła na tym zamieszaniu najgorzej, bo jeszcze większego idiotę zrobił z siebie główny protagonista, najpierw przyjmując tytuł prezydenta, potem stając się jakimś tajemniczym mścicielem w gettcie, następnie biorąc udział w kilku poważnych akcjach dywersyjnych, jak wysadzenie reaktora atomowego, a na końcu pakując się w mega niebezpieczną podróż na księżyc, niczym jakiś superbohater. A wszystko z wiedzą i zacięciem typowego nauczyciela historii. Co za dużo, to niezdrowo.
I gdy mogłoby się wydawać, że czwarta odsłona dobiła serial, to tak naprawdę ostatni sezon został liderem w kategorii: budowanie sztucznego napięcia, bez pomysłu na zakończenie. Ucinanie ciekawych wątków, niezwykle naciągany i wprowadzony na siłę bunt Pope’a oraz jakaś dziwna agresja w sylwetce Toma sprawiły, że im bliżej zakończenia, tym większe obawy mieli widzowie. Bo zamiast poświęcić te pięć ostatnich odcinków na walkę z Espheni, zakończoną śmiertelnie niebezpieczną akcją dywersyjną na tyłach bazy wroga, musimy oglądać dziwny mariaż filmów wojennych z naciskiem na kolaborację i uciekanie od odpowiedzialności. O walce Masona seniora z królową nawet nie wspomnę, bo całość wygląda po prostu żałośnie. A gdzie się w tym wszystkim podziali Volmowie? Co się stało z dziwną hybrydą człowieka i Pełzacza? I dlaczego Megi zdecydowała się na wyciągnięcie kolców? Tego dowiecie się już bezpośrednio z seansu Falling Skies, będącego doskonałym przedstawicielem serialowej klasy średniej…
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Wejdź na pokład | Facebook