Cyberpunx not dead

Ile zostało punku w cyberpunku

Autor: Anna Kresyda Jakubowska

felietony

Ile zostało punku w cyberpunku, czy dystopijni protagoniści powinni być romantycznymi buntownikami i jak w ogóle żyć z gatunkiem o tak sztywnych wyznacznikach?

Czy żyjemy w cyberpunku? Na szczęście nie, choć można by dyskutować, jak bardzo rozminęliśmy się z tą, bądź co bądź, ponurą wizją przyszłości. A może wciąż ku niej zmierzamy? Zdarza mi się czasem słuchać, skądinąd niezwykle interesujących, wykładów na ten temat. Jeden z ciekawszych miał miejsce bodaj na zeszłorocznym Imladrisie i dotyczył de facto osiągnięć protetyki; osiągnięć niejednokrotnie tak imponujących, że rzeczywiście przywodzących na myśl fantastyczne i wymyślne wszczepy oraz cyborgizacje. Korporacje rozrastają się i stały się nieodłącznym elementem współczesnego pejzażu biznesowo-ekonomicznego. Czy także politycznego? Sporo naszego życia przeniosło się do „cyberprzestrzeni”, czyli, w tym przypadku, po prostu do internetu, a wedle wszelkich doniesień naukowcy nie ustają w wysiłkach mających na celu stworzenie samoświadomej czy dorównującej człowiekowi sztucznej inteligencji (jednym z ciekawszym przykładów jest projekt OpenAI Elona Muska, skupiający siły na stworzeniu „bezpiecznej SI”). Na szczęście uniknęliśmy póki co totalnej zapaści moralnej i degradacji społecznej.

Zapaści moralnej? Degradacji społecznej? Tak, dobrze czytacie: w końcu cyberpunk jest specyficzną dystopią, w której – wedle słów Franza Rottensteinera – bardzo ważną rolę pełni dychotomia high tech, low life. Oznacza to, że w cyberpunkowym społeczeństwie technologia bynajmniej nie realizuje zbawczej funkcji, jaką my zwykliśmy jej przypisywać. Jest niezwykle zaawansowana i łatwo dostępna, ale nie poprawia ogólnoludzkiej kondycji – a może wręcz przyczynia się do dalszego upadku i degradacji. Większa część cyberpunkowego społeczeństwa – a jeśli nie większa, to przynajmniej ta, która szczególnie interesuje pisarzy – to nie praworządni obywatele, karierowicze i jednostki wartościowe, lecz margines, opozycja, biedota, przestępcy, ludzie poddani rozmaitym uzależnieniom. A protagoniści zwykle reprezentują jakąś kontrkulturę, podziemie, przeciwników konformizmu z tych czy innych powodów walczących z systemem.

Skąd ta potrzeba buntu? Cóż, jeszcze z lat 70. Punk rock z jednej strony wywodził się z rock’n’rolla, z drugiej zaś stawał do niego w opozycji, uznając go za zbyt „grzeczny” i „oswojony”, czy wręcz nudny, a przez to – mniej autentyczny. Należało więc wystąpić przeciwko ogólnie przyjętym normom, nudzie życia codziennego i wyrazić ten bunt tak głośno, aby nie dało się go łatwo zignorować. Głośno i z entuzjazmem. Doszła do tego odpowiednia moda (a przecież i cyberpunk nie jest wolny od pewnej „stylówy”, przeczytajcie zwłaszcza podręcznik do Cyberpunk 2020) oraz uznanie dla samodzielności i rękodzieła – tego, co po angielsku określa się zgrabnym akronimem DIY, do it yourself. Wzorcowi cyberpunkowi protagoniści to w głębi duszy rebelianci rzucający wyzwanie normom społecznym, powszechnemu status quo i zastanej rzeczywistości.

Łatwo jednak zauważyć interpretacje gatunku łamiące ten etos; o ile cyber pozostaje w zasadzie niedyskutowalną składową, o tyle punk zdaje się schodzić na dalszy plan. Mówię tu przede wszystkim o tych dziełach kultury, w których główny bohater nie jest opozycjonistą, buntownikiem ani nawet zwykłym przestępcą, osobą z szarej strefy na bakier z prawem. Protagonistami stają się przedstawiciele rządów i korporacji, czyli tych molochów, które z definicji powinny pełnić stricte negatywne role w cyberpunkowych narracjach. Już w Łowcy androidów (wcześniejszym od Neuromancera!) główny bohater to przecież tropiący zbiegłych replikantów policjant; Ghost in the Shell opowiada o poczynaniach członków Public Security Section 9, czyli specjalnej jednostki wywiadu do walki z cyberprzestępczością; Adam Jensen to kolejno policjant, ochroniarz, pracownik najpierw Sarif Industries, a później Task Force 29; w nadchodzącym zaś Observerze gracz wcieli się w Daniela Lazarskiego, znów policjanta z elitarnej jednostki tytułowych obserwatorów.

Jakby nie patrzeć, Case i Molly, Morfeusz, Trinity i Neo, Dex i Raycast stoją po przeciwnej stronie barykady niż Deckard, Major, Jensen i Lazarski.

Początkowo zamierzałam napisać, że najwyraźniej punk się już przeżył i został nam tylko cyber. Może zmieniły się czasy i wolimy dziś protagonistów strzegących porządku i przywracających ład od tych, którzy rzucają światu wyzwanie i wprowadzają chaos, najczęściej jednak trwoniąc cały wysiłek i niczego nie osiągając. Może to nieunikniony los gatunku o wąskiej, rygorystycznej definicji: tworzenie cyberpunkowego dzieła przypomina trochę odhaczanie kolejnych punktów na liście, a autorzy, jako ludzie kreatywni, cenią sobie swobodę, więc testują jego granice między innymi poprzez „zmianę perspektywy”. W końcu jeśli istnieje wyraźny podział na „my” i „oni”, naturalna wydaje się pokusa, aby spojrzeć na sytuację od strony „tych drugich”. Może miał rację William Gibson, kiedy twierdził, że cyberpunk jest już od dawna martwy.

Tak właśnie zamierzałam napisać, ale uświadomiłam sobie, że to nieprawda, bo historia najwyraźniej zatacza koło. Niewiele wiadomo na razie o Cyberpunku 2077, jednak bazując na trailerze, można mieć nadzieję, że pierwotny, punkowy etos zostanie zachowany: motyw przeładowanej ulepszeniami kobiety, która wreszcie postradała zmysły i wpadła w szał bojowy, a następnie została spacyfikowana przez Psycho Squad, to symboliczna kwintesencja gatunku, rodzaj manifestu twórców gry odnośnie do ducha ich produkcji. Choć na ekranach gości właśnie aktorski remake Ghost in the Shell, to od niedawna wróble ćwierkają o tym, że Warner Bros zamierza wypuścić kolejny film z Matrixowego uniwersum. A i przyjemny, na wskroś cyberpunkowy z naciskiem na punk side-scroller zatytułowany Dex wyszedł całkiem niedawno temu, bo w 2015 roku.

Więc może jednak: cyberpunx not dead?

źródło foto: 1, 2, 3

Zobacz również

Top 7 filmów z 2022 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Robot Jox

Niesamowita historia Joxverse

felietony

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Wejdź na pokład | Facebook