The Cloverfield Paradox
Bolesny upadek z wysokiej orbity...
Autor: Owen
filmy
Czy w dobie przewidywalnych i długofalowych projektów filmowych, da się jeszcze zaskoczyć widza jakąś formą oryginalności?
A i owszem, da się. Współczesny mainstream wpadł w tłoki wielkiej maszyny do robienia pieniędzy i każda, nawet najmniejsza produkcja jest skrupulatnie planowana, przede wszystkim pod kątem zysków. Aczkolwiek w natłoku – w sumie, coraz podobniejszych do siebie – utworów, trafiają się jeszcze prawdziwe perełki, romansujące z kinem niezależnym, albo mocno eksperymentalnym. Świetnym przykładem takiej marki był (i jest) debiutujący dekadę temu Cloverfiled, wpisujący się w nurt handy-cam’owych akcyjniaków z nutką fantastyki w tle. Film niepokojący, ale przy tym niezwykle frapujący i co najważniejsze, trzymający w napięciu do ostatnich minut.
Jeszcze dziwniejsza okazała się niespodzianka w postaci debiutującej – dosyć niespodziewanie – kontynuacji pt. 10th Cloverifield Lane, przeskakującej tym razem w konwencję thrillera psychologicznego z szeroko dyskutowanym zakończeniem. Więc po takich zastrzykach niezwykłej energii można chyba napisać, że oddane grono fanów oczekiwało kolejnych projektów z tego świata. No i się doczekało, bo po upływie dwóch lat, na łamach Netflixa zadebiutował Cloverfiled Paradox. Tylko, czy najnowszy projekt z tego uniwersum, osadzony tym razem przede wszystkim w kosmosie, okaże się równie świeży i wciągający?
W niedalekiej przyszłości na Ziemi doszło do gigantycznego kryzysu energetycznego, który dosłownie sparaliżował cykl ludzkiego życia na wszystkich kontynentach. Rozwiązaniem tego problemu ma być uruchomienie na orbicie akceleratora cząstek o nazwie Sheppard, pozwalającego na produkcję czystej energii i jej dystrybucję w stronę rodzimej planety. Tak więc, na pokład nowoczesnej stacji kosmicznej o nazwie Cloverfiled wchodzi międzynarodowa ekipa astronautów, naukowców oraz inżynierów, mająca niezwykle trudne zadanie przed sobą: proces uruchomienia skomplikowanej maszynerii i utrzymania stabilności działania.
Niestety, kilka pierwszych prób załoga będzie musiała spisać na straty, co tylko podkręci niezdrową atmosferę i rozciągnie czas misji do formatu kilkudziesięciu miesięcy. Spadek morale, stres i brak zaufania do współtowarzyszy będą coraz bardziej widoczne i dadzą się we znaki wszystkim lokatorom stacji. Aż do momentu radosnej ekstazy, wynikającej z długo wyczekiwanego, udanego rozruchu urządzenia. Lecz dobry, choć nie bezproblemowy, start to tylko preludium do coraz dziwniejszych wydarzeń, jakie zaczną dotykać tymczasowych mieszkańców latającej instalacji.
Najpierw z pola widzenia zniknie mateczka Ziemia, co z upływem czasu okaże się jedynie czubkiem góry lodowej z problemami. Chwilę później krew w żyłach zaczną mrozić wszędobylskie wrzaski i krzyki, bo oto bowiem wyjdzie na jaw, że w ścianach i szczelnie pozamykanych przegrodach statku, pojawili się jacyś zmasakrowani ludzie, którzy konają w męczarniach. Zamieszanie związane z wyciąganiem i ratowaniem dziwnych przybyszów pokrzyżuje niezrozumiała szarża jednego z członków załogi, który pod wpływem bliżej nieznanej siły, będzie chciał przejąć sterowanie. Na szczęście, eksplozja wnętrzności i w efekcie, makabryczna śmierć tegoż osobnika na chwilę zatrzymają ciąg dramatycznych wydarzeń, który kilka godzin później ruszy ponownie, z jeszcze większym impetem.
Oto bowiem, przez rozbicie bozonu Higgsa, doszło do przenikania się ze sobą kilku wymiarów, ale nie tylko tych równoległych. Z biegiem czasu na pokładzie zaczną się pojawiać jacyś dziwni, powykrzywiani i niezwykle zmaltretowani ludzie, coraz bardziej osaczający gromadę protagonistów. Mordercze szarże, kanibalizm, krew i wszędobylskie szczątki, które zaczynają się samodzielnie poruszać i formować w coś jeszcze groźniejszego. Groteska goni makabrę, a makabra goni szaleństwo. Nie wiadomo, co jest rzeczywistością, a co urojeniem. Ludzie przestają sobie ufać, wszędzie węszą podstęp. Jedni wyczuwają w tym wszystkim spisek i z prawdziwym polit-fanatyzmem będą próbowali zapobiec katastrofie, inni boją się tego piekła i niedefiniowalnego zła, które powoli ogarnia statek. A jeszcze ktoś inny odpuści sobie stres i nerwy, bo uzna, że akcelerator zwyczajnie eksplodował i to, co się obecnie dzieje, to albo jakaś pośmiertna projekcja, albo po prostu rodzaj koszmarnych zaświatów…
Z tym, że nie…
Co by było, gdyby…itd. Niestety, ogromny potencjał tego dzieła, które pierwotnie miało być samodzielnym projektem, a według zapowiedzi i reklam zmierzało gdzieś w stronę Event Horizon, Dead Space’a czy The Thing, został koncertowo roztrwoniony po akcji z aceleratorem. Pierwszy scenariusz, który wypłynął niechcący do sieci, sprawiał wrażenie dużo ciekawszego niż ten, który został ostatecznie wykorzystany. A szkoda, bo nowy Cloverfiled okazał się zlepkiem ogranych do bólu klisz i zapchajdziur na każdym kroku. Ale to jeszcze nic w porównaniu z bandą tak niemożliwie stereotypowych postaci, że aż trudno o nich pisać, może poza tym, że absolutnie nikogo z nich nie dało się polubić. A to wbrew pozorom ma znaczenie w kontekście ostatecznego odbioru dzieła. Więc w przeciwieństwie do udanego startu rakiety Elona Muska, tym razem rakieta z Bad Robot nawet nie doleciała do orbity, zaniżając notowania całej marki.
W sumie, szkoda niezłych efektów…
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Wejdź na pokład | Facebook