The Transformers: The Movie (1986)

Trzydziesta rocznica kultowej animacji!

Autor: Owen

filmy

Ze swojego dzieciństwa pamiętam praktycznie wszystko, co było w jakiś sposób dla mnie przyjemne. Albo pozwalało mi przeżyć niezapomniane przygody.

Wspólne zabawy z rówieśnikami, zespołowe gry sportowe zaraz po lekcjach, fascynacje komiksami, dinozaurami, ówczesnymi konsolami i całą masą innych ultra ważnych spraw, jakie zaprzątały wtedy moją paru-letnią głowę. Pośród nich miałem specjalnie wygospodarowany czas dla dwóch – niemal świętych – rytuałów, jakimi były regularne wizyty w lokalnym salonie z automatami Arcade oraz – lub przede wszystkim – codzienna dawka hype’u, którą otrzymywało się po przekroczeniu drzwi ulubionej wypożyczalni kaset VHS. A wierzcie mi, dla rezolutnego parolatka widok tysięcy kolorowych okładek, którymi wyłożone były ściany tego magicznego przybytku, był jak wnętrze magicznego sezamu dla Alibaby.

I w tym miejscu muszę się przyznać do dziwnej maniery, którą praktykowałem przez dosyć długi okres czasu. Spróbujcie się wczuć w rolę pani kasjerki z wypożyczalni filmów, która widzi tego samego dzieciaka codziennie o jednakowej porze, wypożyczającego na zmianę praktycznie tylko dwa tytuły z bogatej oferty animacji. Na początku kobieta witała mnie głównie uśmiechem, ale z biegiem czasu jej mina zaczęła zdradzać konsternację. I w sumie, miała pełne prawo do takiej reakcji, bo moja miłość do robotów mogła wyglądać naprawdę dziwnie, szczególnie, że była liczona w setkach wizyt. Ale co tam – teraz przynajmniej jest co wspominać. Moim ulubionym utworem był wtedy Transformers: The Movie z lat 80, o którym chciałbym troszkę powspominać.

Wpis dedykuję mojemu tragicznie zmarłemu kuzynowi, Piotrkowi. 

The Transformers: The Movie to debiutujący w 1986 roku, amerykański film animowany, z akcją osadzoną w bardzo popularnym wówczas uniwersum zabawek i seriali o tej samej nazwie. Obraz został oficjalnie zaprezentowany 8 sierpnia w Stanach Zjednoczonych Ameryki, a po niespełna czterech miesiącach zaliczył premierę w Europie. Nie był to autonomiczny projekt filmowy, a raczej coś na kształt fabularnego pomostu między drugim i trzecim sezonem oryginalnego serialu, dzięki któremu Hasbro chciało wprowadzić szereg zmian do magicznego świata robotów. Odświeżenie marki miało na celu przesunięcie (lub uśmiercenie) znanych i odrobinę wyeksploatowanych wizerunkowo postaci na drugi plan, przy jednoczesnym wyeksponowaniu nowych bohaterów, do których zabawki dopiero powstawały.

TTM86_1

W cały proces został zaangażowany producent serialu, Nelson Shin, który równocześnie nadzorował powstawanie kolejnych epizodów z Transformerami dla Claster Television. Budżet samodzielnego tego przedsięwzięcia oscylował w okolicy 6 milionów dolarów, co stanowiło aż sześciokrotność dotychczasowych możliwości, jakimi wcześniej dysponował jego stuosobowy zespół kreatywny. Lecz wielka kwota to również spore oczekiwania ze strony decydentów. Dlatego koreański producent postawił na sprawdzone patenty i zaprosił do współpracy całą plejadę aktorskich gwiazd, dobrze znanych miłośnikom robotów z Cybertronu. Dzięki temu, w produkcji możemy usłyszeć głosy, które dla różnych postaci nagrali m.in. Peter Cullen, Leonard Nimoy, Eric Idle, Judd Nelson czy Casey Kasem.

TTM86_3TTM86_2

Ale nie obeszło się też bez smutnych momentów w fazie post-produkcji. Orson Welles, podkładający głos samemu Unicronowi, zmarł pięć dni po zakończeniu nagrań w studio, stawiając tą rolą kropkę w swojej bogatej filmografii. Jego głos był tak słaby, że specjaliści od nagrań musieli go sztucznie wzmocnić. Co ciekawe, schorowanego aktora nie opuszczało poczucie humoru i podczas jednej z sesji ze swoją biografką, Barbarą Leaming, zażartował mówiąc: zgadnij, co dzisiaj rano zrobiłem? Użyczyłem swojego głosu zabawce! Okres premiery dzieła okazał się równie tragiczny dla Scatmana Crothersa, który zmarł miesiąc po debiucie filmu. Od siebie dodam, że temat śmierci i przemijania był w tym dziele dosyć mocno zaakcentowany, o czym przeczytacie kilka akapitów niżej.

Walka o Cybertron

Akcja omawianego filmu rozgrywa się w 2005 roku, czyli dwadzieścia lat po wydarzeniach z serialu. Trwająca od milionów lat wojna domowa pomiędzy Autobotami i Decepticonami, zmierza powoli do ostatecznego rozstrzygnięcia. Ich armie w końcu wyrównały swoje siły, a dobra strona zbudowała nawet dwa sztuczne księżyce wokół swojej metalowej kolebki, mające status baz wypadowo-abordażowych. Lecz ostateczny atak uniemożliwiła zbyt mała ilość tzw. Energonu, którego zapas znajduje się w Autobot City, zlokalizowanym hen daleko, na organicznej Ziemi. Lukę w dostawach tego cennego medium wykrywa podstępny zwiadowca Decepticonów, Laserbeak. Chwilę później, Megatron postanawia zdobyć statek cargo z wrogimi oznaczeniami, by następnie przygotować zasadzkę i w końcu, przypuścić frontalny atak na dobrze zabezpieczoną fortecę. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy Hot Rod odkrywa fortel i podnosi alarm.

TTM86_D

W efekcie, dochodzi do potężnej bitwy, w trakcie której obaj liderzy odnoszą śmiertelne rany. Ich potyczka ma duży wpływ na przebieg całego zdarzenia, przechylając powoli szalę zwycięstwa w stronę obrońców. Aż w końcu, poturbowane i poważnie przerzedzone oddziały Decepticonów zaczynają się wycofywać, gubiąc po drodze swoich pobratymców. W międzyczasie, rubieże galaktyki przemierza mechaniczna planeta, skrywająca w sobie mitycznego Unicrona – Boga Chaosu i legendarnego przeciwnika Primusa. Napędzany nienawiścią do wszelkiego życia i wiecznie głodny postrach kosmosu, dosłownie pożera mniejsze planety. Kiedy w końcu odnajdzie swojego odwiecznego wroga, który zamienił swoje ciało w planetę Transformerów? Czy zemści się nań w sposób ostateczny, dokonując aktu zagłady? I kto go przed tym spróbuje powstrzymać?

Dare!

Miałem tę przyjemność, że pierwsze sezony i wieńczący je film przeżywałem z bratem Wojtkiem i nieżyjącym już kuzynem, Piotrkiem, który był chyba największym znanym mi fanem Grimlocka. To były piękne czasy, gdzie nie liczyło się nic więcej poza zabawą, a żaden z nas nie przeczuwał tak rychłego i drastycznego rozstania. Raczej nie muszę dodawać, jak ogromne i zarazem przerażające wrażenie wywoływał na naszych małoletnich twarzach koncept Unicrona i jego niespotykanych możliwości. Jako siedmiolatek z bujną wyobraźnią, naprawdę obawiałem się takiego zagrożenia, bo chyba wszyscy w naszej paczce wierzyliśmy w istnienie czegoś podobnego gdzieś daleko w kosmosie. Analizowaliśmy możliwości działania, od czasu do czasu przejmowaliśmy rolę poszczególnych postaci w trakcie podwórkowych zabaw i oczywiście, czytaliśmy z namaszczeniem wszystkie komiksy, tocząc później spory o to, który z bohaterów jest najlepszy.

TTM86_4TTM86_6

Ku naszemu zdziwieniu, spore grono mechanicznych faworytów poginęło już w pierwszych minutach omawianego filmu. Motyw odwiecznej wojny, walki o swoje przekonania i stawiania ponad wszystkim dobra ogółu przewija się w trakcie seansu w wielu różnych aspektach czy formach, często z nutką ostatecznego poświęcenia. Trudne zagadnienia bywają przemycane w atrakcyjnej oraz zrozumiałej formie, ucząc małoletnich widzów odpowiedzialnych postaw, a także, niejako przy okazji, piętnują negatywne lub samolubne wzorce. Braterstwo i przyjaźń ponad wszystko! Tak, jak w realnym życiu. Bo przecież, każdy z nas chciał być wtedy Optimusem lub chociaż wspomnianym wcześniej, głównym bohaterem tej kosmicznej awantury – Hot Rodem. Każdy chciał ratować świat. Mało kto faworyzował Megatrona czy uwielbianego przez mnie obecnie Starscream’a, który również dokonał żywota w trakcie fabuły.

TTM86_7

Niestety, przez kilka wyciętych scen w czasie post-produkcji, młodzi widzowie mieli niezły mętlik w głowie, tracąc z pola widzenia ulubionych protagonistów i gubiąc kluczowe wątki. Z biznesowego punktu widzenia, wygaszenie niektórych postaci wydawało się całkiem zrozumiałe. Ale odbywało się to kosztem młodocianych fanów, którzy przed premierą trzeciego sezonu i związanych z nim zabawek, mogli równie dobrze wywalić do kosza swoje dotychczasowe kolekcje. Parafrazując stare geek-porzekadło, należy pamiętać, że w komiksach nikt i nic nie umiera definitywnie. Dlatego Optimus powrócił  rok później, 24 sierpnia 1987 roku, w dwuodcinkowym epizodzie pt. The Return of Optimus Prime, który zastąpił wcześniej planowany finał w ramach historii The Face of the Nijika. Presja ze strony fanów okazała się tak wielka, że wspomniany odcinek był promowany non-stop przez dwa tygodnie poprzedzające emisję.

One shall stand, one shall fall

Abstrahując od popularności samych Transformerów, chciałem napisać, że jest jeszcze jeden czynnik, który miał ogromny wpływ na końcowy wydźwięk dzieła – fantastycznie dobrana oprawa muzyczna, której można z przyjemnością słuchać nawet dzisiaj. Scena, w której Hot Rod i Daniel Witwicky pędzą na w stronę Autobot City, w rytmie rockowych brzmień utworu Dare od Stana Busha, to jeden z bardziej kultowych fragmentów filmów animowanych z tamtych lat. Aż trudno uwierzyć, że utwór został pierwotnie napisany do równie absorbującego obrazu pt. Cobra ze Sylwestrem Stallone w roli głównej. Na szczęście, ostatecznie kawałek trafił do fikcyjnego świata robotów i dynamicznie napędzał akcję. Na płycie zmieścili się także inni artyści, wśród których wypada wymienić m.in. Spectre General, N.R.G., Vince’a DiColę i zespół Lion, wykonujący utwór tytułowy.

Film zadebiutował w 990 kinach na terenie całego USA i zarobił 1,8 miliona dolarów przez weekend otwarcia, plasując się na czternastym miejscu listy box office, zaraz za komedią romantyczną pt. About Last Night, która zaliczyła wtedy szósty tydzień emisji. Jednak pomimo niezłego startu, ostateczny wynik oscylował w okolicy 5,9 miliona zielonych i był poniżej wszelkich oczekiwań inwestorów, o kosztach produkcji nie wspominając. Biorąc pod uwagę inną wtopę Hasbro, które chciało w tym samym czasie wypromować markę My Little Pony, ogólna strata na rynku animacji dotknęła ich na okrągłe 10 milionów dolarów. A to z kolei wpłynęło na mniejsze zaangażowanie producentów w późniejsze inwestycje z serią G.I.JOE na czele, która – przezornie i niestety pechowo – trafiła bezpośrednio na rynek kaset VHS. A szkoda, bo gdy sięgam pamięcią wstecz, to z trudem przychodzi mi wymienianie klasyków takiego kalibru, jakim ostatecznie okazał się The Transformers: The Movie…

źródło foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook