Young Ones
Future Western Jacka Paltrowa
Autor: Owen
filmy
Przygotowując niniejszą recenzję, miałem okazję przeczytać niezwykle ciekawy artykuł autorstwa Jacka Dukaja, w którym autor śledzi losy trudnego związku nauki i popkultury – przy okazji tłumacząc, dlaczego powinien on interesować nie tylko astrofizyków i fanów komiksów.
Tekst nawiązuje m.in. do popularnej ostatnio debaty na temat klasyfikacji gatunkowej utworów oraz ewentualnych wytycznych, jakimi możemy się sugerować podczas subiektywnych interpretacji danego dzieła. Wspomniany temat jest niezwykle ciekawy, a przy okazji bardzo potrzebny, szczególnie w przypadku omawiania dzieł, które trudno jednoznacznie zaszufladkować. I bynajmniej, nie mam na myśli pejoratywnego zjawiska, polegającego na przyklejaniu metek, a raczej próbę klarowanego określenia, z jakim typem (lub gatunkiem) kompozycji mamy do czynienia w konkretnym momencie. Skupmy się na sztuce ekspresji filmowej.
Przytoczony powyżej problem nie dotyczy tylko kina eksperymentalnego, ponieważ w moim przekonaniu dotyka zagadnienia w dużo szerszym kontekście i odnosi się raczej do kinematografii w ogóle, którą od wielu dekad próbują odkrywać na nowo kolejne pokolenia twórców oraz jeszcze liczniejsze rzesze odbiorców. Z rozpędu można by chlapnąć, że wszystko już było, a każde nowe działanie będzie w jakimś stopniu odtwórcze – dodając do tego przekonanie, iż żyjemy w dekadzie nieprawdopodobnej wtórności kulturowej. Może tak, może nie – trudno obiektywnie powiedzieć. Ale nie da się ukryć, że każde pokolenia ma swoich wizjonerów, którzy z lepszym lub gorszym skutkiem próbują wypracować autorski styl, zbudowany często na zasadzie kolaży z tego, co zastane. I dokładnie taką sytuację możemy zaobserwować w przypadku nowego filmu Jake’a Paltrowa, młodszego brata aktorki Gwyneth Paltrow, który popełnił niedawno dzieło o wymownym tytule Young Ones.
W niezbyt odległej przyszłości, część obszaru Stanów Zjednoczonych nawiedza wieloletnia susza, która paraliżuje dotychczasowe życie i kompletnie burzy dawny porządek rzeczy. Swoista powtórka z tzw. Dust Bowl wyciska ze wszystkich farmerów ostatnie soki, stawiając wodę na piedestale najbardziej pożądanych artykułów. A że nie ma jej wystarczająco dużo dla wszystkich, to sytuacja szybko się klaruje – kto ma studnie, ten rządzi. Niestety, orzeźwiającego płynu brakuje każdemu – nawet osadnikom posiadającym własne ujęcia, którzy zaczynają się zmagać z coraz większą ilością rozbojów i prób kradzieży. A jeśli człowiek zostaje zmuszony do używania piasku wobec najbardziej prozaicznych zajęć domowych, takich jak mycie naczyń i suszenie prania dmuchawą, to wobec straty cennej substancji, staje się po prostu bezwzględny. I potrafi zabić.
Rozwój wydarzeń obserwujemy oczami trójki głównych bohaterów, których przygody splatają się wielokrotnie w ciągu całego filmu. Obraz otwiera historia relacji pomiędzy członkami rodziny Holmów, której przewodzi farmer Ernst (w tej roli Michael Shannon), będący personifikacją ojcowskiego dualizmu behawioralnego. Z jednej strony niesforny senior robi co może, by utrzymać rodzinne status quo i w miarę przyzwoity poziom egzystencji, a z drugiej pozwala sobie na alkoholowe wojaże i nieco dekadencki tryb życia, który wcześniej doprowadził jego żonę do poważnego kalectwa. Relacje pomiędzy domownikami można określić jako wielowymiarowe i nie zawsze udane, a sytuację dodatkowo komplikuje nieszczęśliwy wypadek, w którym życie traci niewielki osiołek, będący jedyną siła zaprzęgową w inwentarzu bohaterów. Załamana głowa rodziny postanawia pójść z duchem czasu i na lokalnym targu kupuje używanego robo-muła, o którego zabiega również obecny partner córki Ernsta, Flem. Seria incydentów związanych z rzekomym pożyczaniem maszyny sieje kolejne ziarno niezgody w i tak skomplikowanych stosunkach interpersonalnych, prowadząc ostatecznie do szeregu tragicznych wydarzeń.
Wysuszona na wiór Preria to miejsce niezwykle trudne do adaptacji i normalnego życia. Ciężkim warunkom sprostają tylko nieliczni, najtwardsi z wytrzymałych, gubiący gdzieś po drodze swoją wrażliwość i typowo ludzkie odruchy. Kiedy w grę wchodzi walka o spory majątek, to przez ludzi zaczyna przemawiać niesłychana pazerność, wyłączająca zdrowy rozsądek i poczucie przyzwoitości. A gdy scenarzyści wymieszają to w sosie odwiecznych animozji pomiędzy prominentnymi rodami, to możemy się spodziewać niezwykle surowego kina egzystencjalnego, z nutką akcji i sprytnie dodaną szczyptą fantastyki. Paradoksalnie, to właśnie najbardziej przyziemne i oczywiste emocje, takie jak miłość i odpowiedzialność za drugą osobę, wyróżniają głównych bohaterów na tle zdegenerowanego środowiska i pozwalają im przetrwać wszelkie intrygi. I pomimo wielu ukłonów w stronę twardego kina z dojrzałymi oraz nadzwyczaj wyrazistymi sylwetkami, trzon fabularny tej wyjątkowej opowieści opiera się przede wszystkim na młodzieży i jej problemach.
Jednak gdy używam określenia „młodzież”, to nie mam myśli sylwetek pięknych młokosów i urodziwych niewiast, będących personifikacją wszelkich przywar i talentów spod znaku kina Young Adult. Absolutnie nie nawiązuję w tym miejscu do herosów walczących na arenach, pokonujących smoki, roboty, potwory i ratujących świat przed nie wiadomo czym. Tym razem będziemy mieli okazję poznać zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w takim, a nie innym miejscu trochę przez przypadek. Każdy z bohaterów dąży w swoim życiu do czegoś innego i wykorzystuje w tym celu inne środki. Tak więc, nikt w omawianym obrazie nie wpycha nam w głowę jednego, uniwersalnego systemu wartości, bo osiąganie konkretnych celów przez różne postacie będzie raczej wynikiem relatywnego pojmowania rzeczywistości oraz kontekstu danych sytuacji. No i dojrzałości emocjonalnej, będącej wynikową wielu tragicznych wydarzeń.
Omawiane dzieło to z pewnością obraz wielowymiarowy, kierowany raczej do wymagającego odbiorcy, potrafiącego docenić kino z pogranicza klasycznego Westernu, wymieszanego z twórczością Terrenca Malick’a oraz braci Coen. To wciągająca historia z gorzkim morałem, podana w doskonałym wizualnie stylu i okraszona świetną ścieżką dźwiękowa. To w końcu film, w którym swoje aktorskie umiejętności pokazał Nicholas Hoult, znany do tej pory z głupkowatych kreacji, kierowanych do młodszego widza. Chciałbym, aby każdy z kinomanów mógł doświadczyć wyjątkowości tego utworu samodzielnie, dlatego nie będę się rozpisywał jakoś szerzej na temat poszczególnych wątków i związanych z nimi zachowań – bo nie chcę Wam psuć zabawy. Ale jeśli cenicie dojrzałe i ładnie podane kino, to Young Ones jest propozycją właśnie dla Was.
Geek, gadżeciaż, gaduła i niepoprawny marzyciel. Miłośnik Fantastyki Naukowej, komiksów, gier oraz wydarzeń retro pop-kulturalnych. Kolekcjoner, uparciuch i nerwus, który zawsze wyciągnie pomocną dłoń. Na co dzień architekt i projektant, wieczorami zajmuje miejsce na mostku kapitańskim Stacji Kosmicznej.
Wejdź na pokład | Facebook