Top 7 filmów z 2019 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

Autor: Owen

filmy

Po niezwykle chudym roku poprzedzającym, obecny sezon wypada uznać za dostatni pod względem kinowych premier w kategorii science-fiction/horror. Może nie jakoś znacząco, ale jednak. 

Choć od razu muszę ugasić ten wybuch hurra-optymizmu, bo w powyższym stwierdzeniu jest pewien haczyk – ilość nie zawsze przekłada się na jakość. A gdy dodamy do tego efekt zaskoczenia (głównie w kontekście mało reklamowanych premier), to wyjdzie nam zupełnie inna lista, niż można było zakładać na początku mijającego roku. Zestawienie największych rozczarowań opublikuję osobno, więc tutaj skupię się głównie na tym, co mnie w jakimś stopniu urzekło. 

Pierwszy szok przeżyłem podczas premiery filmu Bumblebee, którego realizacja – po tragikomicznym Transformers: The Last Knight – mogła się wydawać czymś niedorzecznym. A tu bang! Doskonale zrealizowane kino Kids in Danger, z dobrze wkomponowanym wątkiem Transformerów w klasycznym wydaniu. No coś pięknego i ejitisy na pełnej! Gdzieś po drodze doświadczyłem tegorocznych produkcji z superbohaterami i mogę napisać, że w sumie większość z nich trzymała w miarę podobny poziom. Choć zaczynam się coraz mocniej przechylać w stronę produkcji pokroju The Boys, Watchmen czy Doom Patrol, gdzie nie ma taryfy ulgowej i gumy balonowej.   

Z utworów wartych uwagi wypada mi wpomnieć bardzo dobry film o tematyce post-apo, czyli nowy projekt Casey’a Afflecka, zatytułowany Light of My Life. Czyli brutalne kino drogi w stylu The Road czy Rover. Podobały mi się również dwa obrazy, które poruszały podobny temat: problem wyalienowania osób z nadludzkimi możliwościami. Mowa oczywiście o pełnometrażowym Code 8, na który kuzyni Amell’owie zbierali fundusza za pomocą Kickstartera. A także zaskakujące Freaks, reprezentujące całą paletę szalonych konwencji fabularnych. Natomiast poniżej, tegoroczne klasyki.     

Miejsce 7 – Lucy in the Sky

Opowieść luźno zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, traktująca o losach ambitnej amerykańskiej astonautki Lucy Cola (w rzeczywistości Lisa Nowak), która doświadczyła czegoś w rodzaju kosmicznego szoku podczas jednego z rutynowych lotów na ISS. Uzależniona od transcedentalnych doznań, za wszelką cenę próbuje wrócić na orbitę. Jest zdeterminowana i przestaje powoli zwracać uwagę na niuanse codziennego życia, tracąc stabilny grunt pod nogami. Jej sytuację dodatkowo komplikuje romans, w jaki wdaje się z kolegą po fachu. Skazana na porażkę z powodu żelaznych procedur, kobieta zaczyna powoli odpływać w świat surrealistycznych wyobrażeń i oczekiwań, niczym bohaterka utworu grupy The Beatles o takim samym tytule. Bo Lucy… to w rzeczywistości doskonałe, trochę flegmatyczne kino z pogranicza nauki i dramatu psychologicznego, w mocno 'acidowym’ stylu. Niedocenione na świecie. A szkoda.      

Zobacz zapowiedź filmową: Lucy in the Sky

Miejsce 6 – Midsommar

Promowanie tego filmu tylko za pomocą sloganu 'horror’ jest dla niego krzywdzące. Bo to projekt daleko wykraczający poza ramy dzisiejszych straszaków, naszpikowanych jump-scare’ami i innymi, tanimi półśrodkami dla popcorniarzy. Utwór poruszający kwestię wolności wyboru i subiektywnej perspetywy. Niepokojący, luźno osadzony w skandynawskiej mitologii i jej rytuałach, trzyma w dziwnym napięciu do samego końca. Pomimo mocnego słońca oraz wszędobylskich kolorów – czyli na przekór większości tegorocznych szarpaczy nerwów. I choć jako widzowie podejrzewamy, że to po częsci fikcja, to jednak wygląd wioski szwedzkich amiszów-kultystów, ich ubrania czy obrzędy są prawdziwe, a malunki na drewnianych ścianach już w połowie filmu sugerują krwawy finał. A jednak – człowiek nadal się łudzi. Obok Mother, Lighthouse i poprzedniego filmu reżysera, Hereditary, to dla mnie nowa jakość w tej kategorii.    

Zobacz zapowiedź filmową: Midsommar

Miejsce 5 – I’m Mother 

Matka wybudza się z kolejnego etapu ładowania baterii, podejmując próbę mocno przyspieszonego procesu rozwoju i dojrzewania płodu w sztucznym łonie. Następnie przyjmuje na świat ludzkie dziecko, dla którego jest czuła i delikatna, a przez dwadzieścia następnych lat będzie wszystkowiedzącym rodzicem, uczącym młodego człowieka zasad zrównoważonej i racjonalnej egzystencji. Sęk w tym, że Matka to zaawansowany technologicznie android, sterowany przez sztuczną inteligencję, zarządzającą hermetycznym ekosystemem bunkra technologicznego, w którym przyjdzie dojrzewać nieświadomej tego faktu Córce.

Sednem filmu jest dla mnie istota relacji na linii: człowiek-maszyna i powiązanych z nią emocji (co w tym przypadku może być nawet drugorzędną sprawą). A także zestawienie ze sobą dwóch różnych systemów wartości: instynktu samozachowawczego oraz naturalnej empatii istoty organicznej z wypracowanymi i chłodno wykalkulowanymi wzorcami algorytmu, pozwalającymi na przetrwanie w trudnych warunkach. W rzeczywistości, żadna ze stron nie rozumie punktu widzenia tej drugiej. Każda ma swoje priorytety i nie zawaha się posunąć do kłamstwa, by osiągnąć płynące z tego tytułu korzyści. 

Przejdź do omówienia filmu: I’m Mother

Miejsce 4 – Captive State 

Jako gatunek doskonale wiemy, jak mogą wyglądać skutki wrogiej inwazji. Przerabialiśmy to w naszej historii wiele razy i faktem jest, że zazwyczaj dla strony podbijanej takie działanie kończyło się tragicznie. Czynnikiem powodującym największe spustoszenie była i jest przewaga technologiczna, która wymusza na pokonanym jakis rodzaj posłuszeństwa, a nawet kolaboranctwa. Nie inaczej byłoby w przypadku, gdy stroną podbijającą okazałaby się obca, dużo bardziej zaawansowana technologicznie cywilizacja – ludzie uczyliby się funkcjonować w nowej rzeczywistości, choć z pewnością nie każdemu by to odpowiadało. 

Męczą mnie kolejne filmy, gdzie dwie armie toczą ze sobą zaciekły bój. W takich momentach zawsze bardziej interesujące wydają się relacje pomiędzy zwykłymi ludźmi, będącymi gdzieś na dalszym planie, którzy muszą stawiać czoła nowym problemom. A niejednokrotnie biorą sprawy w swoje ręce. Doskonałym studium takiego przypadku był nieodżałowany (bo zakończony przedwcześnie) serial pt. Colony. Na szczęście, na otarcie przysłowiowej łezki na rynku DVD zadebiutował nowy, równie frapujący film o podobnej tematyce. Świetny, mocno depresyjny i trzymający w napięciu obraz, który przypomina, że nadzieja nigdy nie umiera, a stare sztuczki zawsze się sprawdzają.     

Zobacz zapowiedź filmową: Captive State

Miejsce 3 – Lighthouse 

Lighthouse to najbardziej oniryczno-pijacko-lovecraft’owski film tego roku. Brudny, śmierdzący oraz mocno niepokojący przykład kumulacji wszelkiej maści psychicznych odchyleń i dewiacji, począwszy od fantastycznych omamów, przez gaslighting, aż po totalną psychozę. A do tego świetnie zrealizowany oraz zagrany. Dodam tylko, że już w zeszłym roku mieliśmy okazję obejrzeć inną produkcję osadzoną w lore Samotnika z Providence, zatytułowaną Cold Skin. Mam nadzieję, że trend eksplorowania tego uniwesum utrzyma się możliwie jak najdłużej.  

Zobacz zapowiedź filmową: Lighthouse

Miejsce 2 – Ad Astra

Kosmiczna wyprawa Roy’a to nie tylko suspens czy akcja – to w pewnym sensie metafora trudnych relacji interpersonalnych i chęci skracania dystansu pomiędzy ludźmi. W przypadku tej opowieści, przepaść emocjonalna pomiędzy bohaterami jest tak ogromna, że próbę jej przeskoczenia można porównać tylko do samobójczej misji na orbitę Jowisza. I to jest moim zdaniem sedno tej opowieści, będącej w zasadzie filmem psychologicznym, z akcją osadzoną w delikatnym SF. Ogrom i bezwzględność kosmosu są tutaj tylko tłem, może nawet pretekstem do podkreślenia wagi podejmowanego trudu. Potęgują uczucie strachu przed wyprawą w nieznane. 

Przejdź do omówienia filmu: Ad Astra

Miejsce 1 – Aniara 

Aniara to wielowarstwowa i wielowątkowa próba adaptacji poematu Harry’ego Martinsona (zdobywcy Nagrody Nobla). To również doskonałe studium ludzkiej psychiki oraz kondycji moralnej obecnej cywilizacji, dotkniętej 'chorobą’ krótkowzroczności. Dzieło przedstawiające relacje członków wielotysięcznej załogi w obliczu katastrofy, a także życia w kosmicznej Arce, gdzie Prawa Murphy’ego trafiają na niezwykle podatny grunt. A sfrustrowani dowódcy nie potrafią zapanować nad chaosem i w efekcie, przechodzą na kolejne etapy systemu totalitarnego. Pod płaszczykiem wielu aluzji, film porusza też całą masę innych, równie trudnych problemów, począwszy od tematu zdrowia psychicznego jednostki i potrzeby relacji z innymi ludźmi, poprzez możliwości behawioralne Sztucznej Inteligencji, aż po temat środowiska, o które – jako ogół – nie potrafimy zadbać. Wszystko to prowadzi do szeregu pytań i dziwnego, ale też smutnego finału. Co akurat dla mnie jest kwintesencją dobrego kina SF.

Gorąco polecam!

Zobacz zapowiedź filmową: Aniara

foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook