Tales from the Loop

Aptiten kommer medan man äter

Autor: Owen

seriale

Simon Stalenhag to dla mnie jeden z ciekawszych współczesnych artystów. Skandynawski przedstawiciel malarstwa cyfrowego, wpisującego się w nurt realizmu magicznego, z delikatną nutką high-techu w tle. 

Człowiek, który zestawił w swojej twórczości proste życie mieszkańców Szwecji wczesnych lat osiemdziesiątych z efektami upadku bliżej nieokreślonej potęgi technologicznej, wykraczającej daleko poza współczesne możliwości. Rozbudził nostalgię w typowo skandynawskim, senno-pragmatycznym wydaniu i przemycił do niej wizje ze świata, który nigdy nie zaistniał. Nakreślił efekty, ale nie dopowiedział kontekstu wydarzeń, co moim zdaniem dodatkowo podkręca wyobraźnię odbiorców, bowiem plastyczność jego wizji jest wprost proporcjonalna do kolorowego strumienia różnych interpretacji. Dlatego tą autorską i retro-futurystyczną formułę podłapują kolejni artyści, producenci oraz wydawcy z całego świata.

Pierwsze próby spięcia jego twórczości jakąś większą klamrą fabularną rozpoczęły się już w 2014 roku, za sprawą powieści graficznej pt. Tales from the Loop, przekutej dwa lata później w klasyczną grę RPG, ufundowaną za pomocą Kickstarter’a i porównywaną w tamtym czasie do Stranger Things. W 2016 roku na szwedzkim rynku wydawniczym pojawiła się kontynuacja tej frapującej historii, zatytułowana Things from the Flood, rozwijająca temat sennego miasteczka oraz tajemniczego akceleratora pod jego powierzchnią. Natomiast chwilę później, ponownie za pomocą crowdfunding’u, Simon wydał trzeci album pt. The Electric State, lokowany w tym samym uniwersum, ale przedstawiający zupełnie nową historię, rozgrywającą się na terenie fikcyjnego stanu USA o nazwie Pacifica.

Nie trzeba było długo czekać, by któryś z topowych gigantów rozrywki skierował swój wzrok na twórczość Szweda. W 2017 roku prawa do ekranizacji ostatniej powieści wykupili bracia Russo, natomiast adaptacją dwóch pierwszych wydawnictw zajęła się grupa firm pod przewodnictwem Amazon Studios. Lecz to nie koniec dobrych wiadomości. Nad przygotowaniem scenariusza czuwał Nathaniel Halpern, człowiek odpowiedzialny m.in. za dwanaście odcinków serialu Legion, a każdy z epizodów został wyreżyserowany przez innego maestro, wśród których pojawiła się nawet Jodie Foster. To z pewnością jeszcze mocniej podkreśliło magię tej wyjątkowej serii. 

No właśnie, dlaczego klimat Opowieści… można uznać za wyjątkowy? Otóż na przekór większości współczesnych produkcji telewizyjno-dostępowych, tempo akcji serialu jest niezwykle spokojne, wręcz przekornie flegmatyczne, co na początku może odrobinę frustrować, ale w kontekście całej historii, sprawdza się nad wyraz dobrze. W ramach poszczególnych odcinków poznajemy kolejnych bohaterów i dosyć płynnie przeskakujemy po związanych z nimi historiach, które – niby przy okazji, a jednak z premedytacją – sklejają ten zadziwiający świat w większą całość. Pozwalają na podglądanie życia normików w obliczu wielkiej niewiadomej, jaką jest tytułowa Pętla, która dosłownie daje i odbiera, ale na własnych zasadach – by to zrozumieć, wystarczy obserwować sytuację. Dlatego sprawne oko wyłapie sporo wewnątrz-miasteczkowych nawiązań już od drugiego epizodu, niezależnie, czy będzie to jakiś budynek, wydarzenie lub np. facet jadący na rowerze. 

A propos rowerzysty i jego obecności w jednym z późniejszych odcinków; postać i rola, jaką odegra wspomniany jegomość to tylko pierwszy z przykładów na to, jak sprytnie zaplanowany jest schemat narracji. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na pracę scenarzysty, który nie podążał skrótami i nie moczył pióra w kałamarzu z napisem 'retro-nostalgia’ tylko po to, by sprawić przyjemność odbiorcom. Wręcz przeciwnie, Halpern postawił na zupełnie inne podejście w kwestii pryncypiów, skupiając się na realnych i często bardzo trudnych problemach ludzi, takich jak miłość, tęsknota, uczciwość czy przemijanie. Poprowadził wątki w zaskakujący sposób, by odbiorca cały czas interpretował i ewentualnie kwestionował słuszność konkretnych zachowań lub decyzji. By chłonął atmosferę, a jednak czuł pewien niepokój lub dyskomfort.    

Niejednoznaczność i tajemniczość fabuły są dla mnie ogromnym atutem omawianej serii. Choć nie ukrywam, że w trakcie seansu zdarzały się momenty, gdy sobie ukradkiem ziewnąłem. Takie plusy ujemne z minusami dodatnimi, jak mawia nasz klasyk. Aczkolwiek, jedyna realna sprawa, do której mogę się przyczepić, to lokalizacja miejsca akcji, gdzieś w stanie Ohio. Rozumiem argumenty przemawiające za takim posunięciem, opartym zapewne na badaniach rynku. Ale jeśli ktoś odwiedził północną Skandynawię, ten doskonale wie, że tamtejsza kultura i przede wszystkim architektura to protoplaści amerykańskich odpowiedników. Więc zmiana lokalizacji nie była konieczna. Tym bardziej, że wszelkie pojazdy, zarówno te prawdziwe (już częściowo zapomniane), jak i futurystyczne alternatywy dla różnych maszyn, są niemal idealna kopią pomysłów kreatywnego Szweda. A to z kolei robi niemałe wrażenie.    

foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook