Resident Evil: The Final Chapter

Kancelowanie Apokalipsy z Alice Markus

Autor: Owen

filmy

Dumałem nad tym, jak sensownie i bez słownych zgrzytów rozpocząć wpis o najnowszej odsłonie filmowych przygód Alice Markus…

…i doszedłem do wniosku, że nie będzie to łatwe zadanie. Szczególnie dla kogoś takiego jak ja, kto pamięta fundamenty serii w postaci pierwszych gier i dzisiaj – po niemal dwóch dekadach i kilkunastu różnych produkcjach – próbuje zrozumieć, co się stało z całą marką. Uważam, że przy okazji pierwszej adaptacji filmowej, świetnie rokujące uniwersum Residenta zaczęło się rozjeżdżać w dwie różne strony: bogatego świata gier, mniej lub bardziej związanych z cyfrowym protoplastą i cyklu filmowego, który z początku trzymał fason, by z każdą kolejną częścią odpływać w stronę coraz bardziej surrealistycznych mash-upów, tworzonych na szybko, bez pomysłu i tylko dla pieniędzy.    

Zostawmy temat całości na osobną rozprawę. Tym razem chciałbym się skupić się na filmowym Residentverse, budzącym od przeszło dekady niemałe kontrowersje wśród grona fanów. Można się oczywiście spierać w kwestii jakość poszczególnych epizodów, bo jak w przypadku każdej franczyzy, filmowym przygodom Alice zdarzały się piękne wzloty i kiepskie upadki. Jednak w całym tym bałaganie, nie sposób pominąć najważniejszej kwestii – gdzieś po drodze rozmył się klimat osaczenia, a seria zaczęła parodiować samą siebie. Czy po piętnastu latach kreowania całego uniwersum, Paul W.S. Anderson da radę sensownie zakończyć historię krewkiej bohaterki? I czy Resident Evil: The Final Chapter okażę się dobrym widowiskiem?

cc

Po wydarzeniach z Afterlife i Retribution, wyczerpana i zrezygnowana Alice przemierza samotnie ruiny Waszyngtonu, gdzie co rusza napotyka żadnych krwi agresorów i mutantów. Jej cel nie jest znany, jednak w trakcie eksploracji tajemniczego bunkra, kobieta wpada na trop jednego ze schronów korporacji Umbrella. Po jakimś czasie okazuje się, że do wnętrza zwabiła ją sztuczna inteligencja, odpowiedzialna za rozpylenie śmiercionośnego wirusa przed dziesięciu laty, która tym razem proponuje głównej bohaterce groteskowy układ – Markus musi powrócić do Racoon City i w ciągu czterdziestu ośmiu godzin spróbować wejść do tzw. Ula. A wtedy, być może uda jej się odwrócić losy ogólnoświatowej epidemii i dokonać zemsty.  

REFC_1REFC_2

Próba poskładania rozproszonych wątków w jedną, spójną fabularnie całość wydaje się dosyć sensownym posunięciem ze strony scenarzysty, mającego na uwadze katastroficzny podtytuł filmu. Powiedzmy sobie szczerze – patrząc na ten projekt z perspektywy czasu wypada nadmienić, że zadanie nie było łatwe, bo przez ostatnie piętnaście lat zmieniała się zarówno koncepcja tematyczna samego cyklu, jak i konkretne trendy, związane z narracją i filmowaniem tego typu blockbusterów. Czy tym razem pomysł niezmordowanego Andersona okazał się trafiony? I tak i nie.   

Przede wszystkim, należało jakoś sprytnie wyjść z pułapki klonowania i poskładać do przysłowiowej kupy motywy z różnymi wcieleniami głównej bohaterki, co się Andersonowi nawet udało. Mało tego, reżyser rozwinął ten pomysł na inne postacie, uplastyczniając cały obraz złożonego, post-apokaliptycznego świata i nadając mu teoretycznie spójny sznyt. Lecz w momencie, gdy ktoś zacznie drążyć temat i zadawać pytania dotyczące szczegółów takiego stanu rzeczy, pierwsze wrażenie zaczyna się powoli rozmywać i wychodzi na jaw, że w trakcie fabuły nie ma miejsca na jakieś większe zaskoczenia, a przygoda płynie w mocno przewidywalnym kierunku. 

REFC_3

Dyskusyjna jest już sama postać Alice, która wydaje się niezwykle odporna na obrażenia fizyczne i sprawia wrażenie istoty potężniejszej, niż Hulk i Thor razem wzięci. Wiem, że ów bohaterka jest kimś w rodzaju nadczłowieka, no ale bez przesady – ilość obrażeń, jakie przyjmuje w trakcie opowieści, to kilkukrotna dawka śmiertelna dla niejednego komandosa. I co ciekawe, po sekwencjach akcji, których nie powstydziłby się Xander Cage, zęby panny Markus są nadal całe i krystalicznie białe. Wiem, że się w tym miejscu czepiam, ale takie detale są dla mnie dosyć istotne w kontekście budowania wiarygodności omawianego świata. Bo od strony wizualnej, zniszczone Stany Zjednoczone zostały przedstawione całkiem realistycznie, a momentami wręcz zjawiskowo. Pierwsze sceny w okolicy Pomnika Waszyngtona to naprawdę makabryczne arcydzieło, szczególnie w trakcie walki z latającym potworem.

Niestety, to również pierwszy zwiastun małego nieporozumienia pomiędzy montażystami, a specami do efektów specjalnych, którzy chyba nie do końca uwierzyli w swoje możliwości i zrobili coś, czego totalnie nie trawię w filmach uchodzących za straszne – zaczęli nadużywać efektu nagłego zaskoczenia widza, z nienaturalnie szybkimi cięciami i wyskakującymi w tle maszkarami. Gdyby taki zabieg zastosowano trzy razy w ramach całego seansu, to byłbym w stanie to zaakceptować. Jednak w najnowszym Residencie jest aż czterdzieści siedem takich ujęć (brzmi strasznie, ale naprawdę je policzyłem)! I co najgorsze, te nieliczne chwile z dobrze wykonanymi potworami są poszatkowane w taki sposób, ze trudno docenić jakość animacji, tudzież charakteryzacji z animatroniką. A naprawdę słabe wizualizacje dosłownie biją po oczach przez zbyt długie sekwencje. Totalnie bez sensu.

REFC_4

Podobnie rzecz ma się z bohaterami drugoplanowymi, którzy giną w takim tempie, że trudno ich zapamiętać. Mamy wśród nich jakieś relacje, związki i zdrady, a nawet tępego mięśniaka, który klasycznie musi narobić zamieszania, żeby potem wykazać super udawaną skruchę i przeprosiny. Czyli znany i sprawdzony, a może nawet i wyeksploatowany schemat. Problemem jest niestety to, jak bardzo nieautentyczni są Ci ludzie i jak szybko znikają w pola widzenia Alice. Równie dobrze mogłoby ich nie być, a film nie straciłby wiele ze swoich przymiotów, których jest w nim jak na lekarstwo. Więc jeśli marzycie o relaksie w kinie i chcecie obejrzeć jakiś blockbuster nie wymagający myślenia, to warto dwa razy rozważyć wybór akurat tego dzieła, bo nawet zdrowe jednostki odczują w trakcie seansu symptomy epilepsji. A fani całej marki powinni zainwestować swój czas w najnowszą odsłonę gry, która jest absolutnym przeciwieństwem filmu Andersona. 

źródło foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook