Ekspedycja

Bogowie z kosmosu. Według Górnego, Mostowicza i Polcha

Autor: Owen

komiksy

Gdy dzisiaj patrzę na regały z komiksami w moim salonie, to autentycznie czuję dumę. Tyle ważnych pozycji, wydanych w tak piękny sposób i zgromadzonych w jednym miejscu. 

Ale życie domorosłego kolekcjonera nie zawsze wyglądało tak kolorowo. Analizując to zjawisko z perspektywy czasu, mogę śmiało napisać, że najtrudniejszy jest proces gromadzenia (choć ja osobiście wolę określenie odzyskiwania) klasyków z pierwszych wydań, które się namiętnie czytywało za dzieciaka, gdzieś w okolicy przełomu politycznego w Polsce. To właśnie z tamtego okresu najlepiej pamiętam różne komiksy, które mieszały się na moich półkach z podręcznikami i książkami stricte dla dzieci, stanowiąc coś na wzór substytutu dla dzisiejszych wydawnictw, kierowanych do najmłodszych czytelników. Wtedy nikt nie tworzył literatury pokroju Young Adults, więc małolaty czytywały wszystko jak leci – nawet tytuły dla dorosłych.  

I teraz wyobraźcie sobie, jak się musiał czuć taki chłopiec jak ja, któremu w ramach lekcji od rana wpajano różne fakty i mity, łącznie z sakralną wizją stworzenia świata, by popołudniami mógł odkrywać na własną rękę inne koncepcje powstania cywilizacji – chociażby poprzez groteskowe historie rodem z Fan Komiksu, Relaxu czy w końcu, z najmocniej wciągającej serii pt. Ekspedycja, zatytułowanej wtedy jako Bogowie z kosmosu, Według Ericha von Dänikena. Legendy mieszały się w mojej głowie z realnymi wydarzeniami, a rzeczywistość splatała z naukową fikcją. Z perspektywy czasu uważam, że to przede wszystkim zasługa bardzo sugestywnego sposobu prezentowania tychże pomysłów, w formie graficznych opowieści, które opracowali dla nas Arnold Mostowicz i Alfred Górny, a zilustrował Bogusław Polch. 

Proces aranżacji całej serii jest równie barwny i interesujący, co jej późniejsza fabuła. Dlatego przewinę dla Was szpulę z tym wiekowym nagraniem, aż do samego początku taśmy. Gotowi? Zaczynamy! W połowie lat siedemdziesiątych, ówczesny dyrektor wydawnictwa ’Sport i Turystyka’ Alfred Górny nabył od niemieckiego wydawnictwa Econ Verlag GmbH prawa do wydania w Polsce jednej z książek Ericha von Danikena, znanego wszem i wobec piewcy teorii niemożliwych. Popularność szwajcarskiego badacza była wówczas wprost proporcjonalna do krytyki jego pomysłów ze strony oficjalnego środowiska naukowego, więc wszystkie utwory z nazwiskiem 'von Daniken’ na okładce rozchodziły się w mgnieniu oka. Szczególnie w biednym, ale żądnym sensacji kraju we wschodniej Europie, odciętym od zachodniego blichtru.

ex_3a

W trakcie negocjacji z dyrektorem Econ’u, Eberhardem Durtshoffem, Górny dowiedział się również o planach ekspansji tamtejszego wydawcy na rynek komiksowy. A że podległy mu periodyk znad Wisły wydawał już wcześniej komiksy, to panowie dosyć szybko doszli do porozumienia. Efektem tej umowy było zlecenie dotyczące przygotowania i wydania serii bazującej na twórczości w/w ekscentryka z Zofingen. Wypada w tym miejscu zauważyć, jak ważny był to moment dla polskiej pop-kultury, rodzącej się powoli w oparach peerelowskiego absurdu i wszędobylskich zawirowań cenzorskich.

ex_5

Do współpracy nad scenariuszem został zaproszony Arnold Mostowicz – lekarz z czasów okupacji, późniejszy publicysta, propagator idei Danikena i badacz zjawisk UFO – człowiek niemal idealny do takiego zadania. Tym bardziej, że akurat świętował udaną premierę swojej książki pt. My z Kosmosu (1978 r.). I gdy wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, pojawił się kolejny problem – wybór rysownika. Typowany na pewniaka Grzegorz Rosiński dostał chwilę wcześniej propozycję współtworzenia belgijskiego ’Thorgala’ i nie był w stanie podołać zadaniu. Polski wydawca dwoił się i troił, aby sprostać oczekiwaniom i sugerował m.in. kandydaturę Jerzego Wróblewskiego, który ponoć wykonał aż czterdzieści plansz próbnych. Lecz na właściwy trop naprowadził wszystkich właśnie twórca Szninkla, proponując swojego kolegę ze szkolnej ławki, Bogusława Polcha, który moim zdaniem wspiął się przy tym komiksie na wyżyny swoich możliwości.

„Niemcy przez rok nie mogli znaleźć nikogo sensownego u siebie. Dlatego testowali siedmiu czy ośmiu polskich rysowników. Wśród nich był Grzesiek Rosiński i to od niego dowiedziałem się o sprawie. Mnie nie zaproszono, bo przy okazji pracy nad Żbikami skłóciłem się z Alfredem Górnym, szefem wydawnictwa Sport i Turystyka, który organizował testy w Polsce. (…) Niemcom wpadł jednak przypadkowo w ręce pierwszy numer magazynu „Relax”, w którym był mój komiks s.f. „Spotkanie”. Byli zdziwieni, że nie znalazłem się w grupie testowej, i od razu polecili Górnemu, żeby skontaktował się ze mną.”

– Bogusław Polch*

ex_2

Lądowanie w Andach

Trudno jakoś w skrócie opisać całą fabułę Ekspedycji, ponieważ ciąg wydarzeń zawartych we wszystkich ośmiu tomach rozciąga się na przestrzeni kilku, kilkudziesięciu lub nawet kilkuset tysięcy ziemskich lat – od Prehistorii, aż po Antyk. I dotyka wielu klasycznych mitów, podań religijnych, a nawet hipotez archeologicznych, takich jak: ryty naskalne w Nazca, walka bohaterów opisana w eposie Ramajana, legenda Atlantydy, Piramidy w Gizie, czy wieża Babel. Twórcy nie bali się polemiki z najstarszymi znanymi księgami ludzkości, przedstawiając autorską interpretację zagłady Sodomy i Gomory, relację Potopu, a nawet przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Oczywiście wszystko w kontekście tajnej kolonizacji przez super rozwiniętą technologicznie rasę pre-ludzi, czyli Desjan.

Pomysł zacny i z pewnością dotykający niezwykle plastycznego materiału. Lecz pomimo frapującego opisu założeń fabularnych, cykl nie wytrzymał próby czasu pod względem narracyjnym. Nie tylko dlatego, że w poszczególnych scenariuszach jest mnóstwo dziur logicznych i bezsensownych powtórzeń, ale przede wszystkim z powodu pędzącej na oślep akcji. Taka była wtedy moda i to się z pewnością musiało podobać szerokiemu gronu odbiorców, co zresztą doskonale widać po wydanym chwilę później Funky Kovalu. Ale na dłuższą metę, nie zadziałało w przypadku dużo poważniejszej przygody, do jakiej z pewnością aspirowała Ekspedycja. Bohaterowie często ze sobą walczą na śmierć i życie, by po chwili restartować swoją pamięć i wpadać do siebie z odwiedzinami. Są przy tym bardzo nijacy i w trakcie lektury potrafią się ze sobą zlewać wizualnie. Osobiście nie miałbym nic przeciwko dużo mniejszej ilości wątków, rozciągniętych na proporcjonalnie większą ilość stron i zilustrowanych przez Polcha w takim samym stylu. Bo w końcu, nic tak nie działało na moją wyobraźnię, jak futurystyczne wizje rysownika, tworzone bardzo ładną i pewną kreską.

ex_6

Oprawa graficzna dzieła zasługuje na osobny akapit, bo jest – moim zdaniem – artystycznie i technicznie najlepszym dokonaniem z przełomu lat 70 i 80 w Polsce. Piękne i niezwykle bogate w szczegóły kadry do dzisiaj zapierają dech w piersiach. Futurystyczne koncepty statków, obiektów budowlanych czy samych skafandrów to absolutne mistrzostwstwo fikcyjnego wzornictwa, od którego nie można oderwać wzroku. Podobnie, jak od sylwetek samych postaci, z ponętną i niezwykle urodziwą Ais na czele, w której podkochiwali się nie tylko bohaterowie samej opowieści. W tym quasi-historycznym ambarasie łatwo dostrzec mistrzostwo stylu, które Polch osiągnął w przypadku podkreślania wizualnych cech charakteru bohaterów: wydatne podbródki, fikuśne fryzury i bardzo kobiece kształty mocno sygnalizowały, z kim mamy do czynienia. Ale w beczce miodu jest i łyżka dziegciu, która jawi mi się po latach jako dziwne zboczenie w pokazywaniu bliskich, często wręcz intymnych relacji pomiędzy osobami, które dzieli spora różnica wieku – młoda kobieta zazwyczaj ląduje w ramionach dużo starszego mężczyzny itd.

Ostatni rozkaz

Żałuję, że nie było mi dane poznanie całej historii w czasach debiutu marki. Kolejne zeszyty z pierwszego wydania ukazywały się w Polsce ze sporymi przerwami czasowymi i zazwyczaj znikały z kiosków czy księgarni w ekspresowym tempie. Sam miałem zaledwie trzy pierwsze numery, które dzisiaj pamiętam troszkę jak przez mgłę, bo chcąc się dzielić swoją pasją z innymi, pożyczałem je osobom, którym nie udało się ich zdobyć. Nie muszę chyba dodawać, że te najpopularniejsze części były czytywane nawet dziesiątki razy, co w oczywisty sposób wpływało na ich późniejszy stan fizyczny. I pomimo tak ogromnej popularności futurystycznych opowieści, centrala władzy PRL nie chciała się zgodzić na ekstra dostawy papieru drukarskiego, importowanego wówczas z Finlandii. Co więcej, przez wpadkę z drukiem w/w Szninkla, ostatni numer pojawił się tylko w pirackim obiegu:

„…Źle go wydano (Szninkla – przyp. aut.). Użyto kleju, który nie nadawał się do spajania grzbietów. W efekcie, po krótkim czasie odklejała się okładka i kartki wylatywały. Wycofano więc cały nakład ze sprzedaży i te kilkaset tysięcy sztuk poszło na makulaturę. Towarzysze nie chcieli przyznać się do wpadki. Zrobiono więc drugie wydanie, ale zabrano papier innym. Dlatego ósmy tom „Ekspedycji” nie ukazał się w Polsce. Tak przynajmniej tłumaczono mi fakt, że mój komiks nie poszedł, choć były już próbne wydruki. Inni rysownicy, Zbyszek Kasprzak i Marek Szyszko, mieli wówczas podobne problemy. Nie dostaliśmy też pełnego honorarium za te niewydane albumy.”

– Bogusław Polch*

ex_4

Po wielu latach, kwaśną sytuację wśród kolekcjonerów próbowało osłodzić wydawnictwo Muza SA, które w 2003 roku wydało dwa obszerne woluminy w twardej oprawie, zawierające po cztery zeszyty z oryginalnej serii. I jak nietrudno zgadnąć, do czasu kolejnej reedycji w 2015 roku, oba albumy osiągały zawrotne ceny na portalach aukcyjnych. Duży popyt sygnalizował, że ludzie chcieliby mieć w swoich kolekcjach wydania zbiorcze, co skrzętnie wykorzystało w zeszłym roku Wydawnictwo Komiksowe, wypuszczając na rynek nową kompilację, ale w bardzo dyskusyjnej formie. Byłem tym albumem realnie zainteresowany jeszcze na etapie zapowiedzi, ale po medialnej prezentacji okładki, darowałem sobie zakup. Z pomocą przyszedł Ringier Axel Spinger, wydający tytuł po raz kolejny, tym razem w najbardziej tradycyjnej, ośmioczęściowej formie. Więc jeśli nie macie jeszcze w swojej biblioteczce Ekspedycji, to właśnie teraz jest dobry moment, by nadrobić zaległości. Dla wielu młodych czytelników będzie to pewnie zakup śmiesznej i mocno nieświeżej ramotki, polecanej przez starszyznę. Co nie zmienia faktu, że to absolutna klasyka polskiego komiksu, którą trzeba po prostu znać!

źródło foto: 1, 2, 3, * – GW

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook