Dino Riders

Czyli dlaczego i za co kocham lata 80'

Autor: Owen

seriale

Jednym z największych pop-kulturowych fenomenów przełomu lat 80 i 90 było odkrywanie na nowo tematyki Dinozaurów, z jej wszelkimi wariacjami komercyjnymi. 

I myli się ten, kto z perspektywy czasu chciałby widzieć w tym zjawisku jedynie pulpową modę, wykorzystywaną głównie przez domy wydawnicze, specjalizujące się w sprzedawaniu dużych produktów z podziałem na kawałki, takie jak plastikowe kostki jakiegoś gada. Choć takie sytuacje były przecież na porządku dziennym – kto z Was ma troszkę więcej, niż te piękne dwadzieścia lat, ten może pamiętać boom na kolekcjonowanie fluorescencyjnego szkieletu tyranozaura, sprzedawanego z pseudo okularami 3D. A to był wtedy istny szał! Paradoksalnie, dinozajawka okazała się wprost odwrotnie proporcjonalna do realnej dostępności tychże produktów, co niezwykle frustrowało.

Nie inaczej było z pozostałymi płaszczyznami analogowej i gumowej rozrywki – niemal wszystkie serie zabawek i figurek kolekcjonerskich trafiały do naszego kraju wybrakowane pod względem dostępności całych zestawów, co nadrabialiśmy dopiero w ramach koleżeńskich spotkań, na które każdy przynosił to, co akurat miał. Jednak największym utrapieniem było oglądanie kreskówek z wielkimi potworami w tle, bo konia z rzędem temu, kto obejrzał daną serię od A do Z i we właściwej kolejności. To z kolei wpływało na losowy charakter sympatii moich rówieśników, którzy spierali się pomiędzy sobą o to, który z bohaterów Dinosaucers jest fajniejszy; toczyli zażarte dyskusje o wyższości Dinotopii nad sympatycznym Denverem i w końcu, przeżywali poszczególne scenariusze z Dino Riders. I właśnie o tym ostatnim cyklu chciałbym dzisiaj napisać kilka słów.  

Dino Riders to multitematyczna marka rozrywkowa, wykreowana w drugiej połowie lat osiemdziesiątych przez dobrze znane w światku komiksowym małżeństwo Gerry’ego i Carli Conwayów. Fundamentem ich działań miała być seria kolekcjonerskich zabawek dla młodych odbiorców, wspierana i promowana przez zaplanowany na kilka sezonów serial animowany. Wymyślona przez nich historia opowiadała o trwającym od dawna konflikcie pomiędzy szlachetnymi istotami o ludzkim wyglądzie, nazywanymi w tym przypadku Valorianami i człekopodobną zbieraniną stworów o typowo gadzich (lub owadzich) obliczach. A leciało to mniej więcej tak…

DR_1

Pod dowództwem imperatora Krulosa, złowieszcze Imperium Rulonów rozwijało stopniowo swoje lepkie macki na obszar całej galaktyki, podbijając kolejne światy i zamieszkujące je rasy. Opór takiej formie ekspansji próbowali dać Valorianie, którzy z biegiem wydarzeń zaczęli tracić przewagę zaskoczenia i w jednej z przełomowych bitew, salwowali się ucieczką. Ich niszczyciel próbował dokonać skoku czasoprzestrzennego, lecz został w trakcie manewru złapany liną abordażową z okrętu-matki samego króla jaszczurów i pociągnął antagonistów za sobą, prosto w czasoprzestrzenną otchłań. W końcu, obie jednostki wykonały manewr awaryjnego lądowania na planecie przypominającej prehistoryczną Ziemię, zamieszkiwaną m.in. przez…Dinozaury! 

DR_2DR_5

Przedsięwzięcie o tak wielkim kalibrze realizacyjnym wymagało sporych nakładów finansowych i sprawdzonych partnerów, dlatego Conwayowie powierzyli fizyczną produkcję swojego dzieła firmie Tyco Toys, będącej jedną z dywizji Mattel, Inc. Spółka, założona niemal sto lat temu w New Jersey, potraktowała temat z należytym szacunkiem i animowaną część produkcji zleciła partnerom z Marvel Productions, współpracującymi z koreańskimi specjalistami od animacja z Hanho Heung-Up Co i AKOM Productions Ltd. Natomiast do pracy nad zabawkami zaproszono ilustratora Williama Stouta, który pod okiem specjalistów z amerykańskiej sieci muzealno-naukowej Smithsonian Institution, przygotował zbiór doskonale wyglądających szkiców. W internetowym gronie fanów krąży plotka, że ów instytucja chciała później wykorzystać niektóre z modeli w swoich ekspozycjach. 

Złap je wszystkie

Pierwsze cykle zabawkowych prototypów powstawały w ramach burzy mózgów, w których brali udział paleontolodzy, rzeźbiarze i projektanci. Całe pakiety próbek trafiały do gabinetu zarządu, gdzie zamiast ostatecznej akceptacji, były szeroko omawiane i wielokrotnie zmieniane. Siłą rzeczy, niemal gotowe i dopracowane kolorystycznie koncepty bardzo często wracały do studia projektowego na dalszy tuning. Tajemnicą poliszynela było modyfikowanie fizjonomii i wynikającej z niej antropomotoryki samych dinozaurów, co w przypadku niektórych modeli (np. Tyranozaura) stało się obiektem późniejszych żartów – studio filmowe Pixar otwarcie przyznaje, że ich zabawny dinozaur o imieniu Rex z animacji Toy Story to delikatne nawiązanie do omawianej marki i puszczenie oka w stronę starszych fanów.  

DR_3DR_6

Ostatecznie, w 1988 roku na rynek trafiła pierwsza seria zabawek kolekcjonerskich, składająca się z dwóch kompletów – odpowiednio po sześć sztuk dla obu adwersarzy mitycznego konfliktu. Po stronie Valorian, reprezentowanych przez figurki Questara, Gunnera czy Turreta, zadebiutowały duże zestawy z Diplodokiem i Torozaurem oraz cztery mniejsze pudełka, w których pojawiły się również Styrakozaur, Deinonych, a nawet Pterodaktyl. Stronę Rulonów zasilał przede wszystkim sam Krulos, dosiadający – chyba najpopularniejszego w całej puli – Tyranozaura, a na flankach wtórowali mu Rasp, Mako i Antor, poruszający się na grzbietach Triceratopsów czy Pteranodonów. Warto w tym miejscu dodać, że największe zabawki miały wmontowane proste mechanizmy motoryczne, dzięki czemu mogły się powoli przemieszczać.

DR_4

Sukces sprzedażowy pociągnął za sobą oczywistą kontynuację w postaci drugiej puli figurek i akcesoriów, która ukazała się w 1989 roku i tym razem liczyła aż siedem kompletów dla Valorian i tylko trzy średniej wielkości zestawy, odpowiadające ich antagonistom. Ku uciesze fanów, w końcu wyrównano szanse pod względem gabarytów najważniejszych gadów, przynosząc stronnikom dobra ogromnego Brontozaura. Niestety, słabnąca popularność marki wpłynęła na coraz mniejszą aktywność ze strony Tyco Toys, skutkującą z kolei podziałem trzeciej serii na dwa sorty: klasyczny, z zaledwie trzema dino-produktami i swoistą nowość w postaci zabawek z podserii o nazwie Ice Age, które finalnie dobiły i tak pikującą sprzedaż.      

O co tyle zachodu? 

…być może o formę prezentowania samej historii, która już w czasie swojego debiutu była niezwykle dyskusyjna i sprowadzała się do powtarzalnego schematu na zasadzie: my jesteśmy tą dobrą stroną, współistniejemy ze światem Dinozaurów i chcemy tylko odbudować nasz statek, by móc wrócić do domu; podczas gdy ci okropni Ruloni przypuszczają na nas cykliczne fale ataków, psując i niwecząc nasze plany. Mógłbym zażartować, że co druga kreskówka z tamtych czasów była tworzona według takiego scenariusza, ale wierzcie mi – w przypadku Dino Riders to jest niezwykle męczący format, służący głównie do prezentowania kolejnych bohaterów i samych gadów, jako przyszłych zabawek. 

Słabnącą popularność serii próbowano ratować za pośrednictwem komiksów, które były znacznie mroczniejsze pod względem fabularnym i zahaczały o poważne kwestie moralne, tożsame dla życia wśród rozbitków. Pojawił się nawet wątek morderstwa, co w przypadku cyklu dla tak młodych odbiorców, wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Niestety, finalnie w kioskach ukazały się tylko trzy albumy, które przepadły w natłoku gadżetów i dziwnych posunięć marketingowych ze strony wydawców, dla których nie było ważne, czy poszczególne gady są z tych samych epok i czy serial ma jakieś inne walory poza samą promocją. Tak więc, Dino Jeźdźcy zniknęli z ramówki po cichu i bez zbędnych zgrzytów, ale pomimo swojej formuły, na zawsze pozostaną w sercach takich fanów, jak ja.       

źródło foto: 1, 2, 3, 4

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook