Avengers: Endgame

Koniec Gry w siedmiu punktach

Autor: Owen

filmy

Koniec dekady. Koniec MCU w formie, jaką znamy. Koniec marudzenia i czas na nowości! – tak mógłbym rozpocząć kolejne omówienie, które byłoby tylko milion-któreś-tam z kolei w polskiej geek-sieci. 

Ale trochę mi się nie chce, a przy okazji, nie widzę w tym większego sensu – o zaistniałej sytuacji oraz o postaciach występujących w tym filmie wszyscy już się wystarczająco nagadaliśmy. Co nie zmienia faktu, że Endgame oferuje się kilka dosyć istotnych nowości lub zmian, które moim zdaniem warto wyartykułować. Więc zaczynamy!       

No to siup, zaczynamy: 

1. Dekada MCU

Nie przeczytacie w tym miejscu rozbudowanych elaboratów na temat tego sprytnie zaplanowanego uniwersum filmowego, bo w sieci zrobili to już inni (i zapewne wykonali kawał dobrej roboty). Zamiast tego chciałem napisać tylko jedno długie, ale bardzo osobiste zdanie w ramach podsumowania: jako czytelnik komiksów z niemal trzydziestoletnim stażem, jestem pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób Kevin Feige zdołał utrzymać ten wirtualny świat w ryzach, dając nam masę radości i przy okazji, przetwarzając niezwykle nudnych bohaterów w super ciekawe ikony współczesnej popkultury.   

2. Śmierć

Tym razem nie obyło się bez ofiar. W takim dosłownym znaczeniu tego słowa, bo szeregi Mścicieli opuścili Tony Stark i Steve Rogers, od których tak naprawdę zaczęła się cała przygoda. Pierwszy oddał życie za sprawę, fundując widzom sentymentalne pożegnanie, za które m.in. portal IGN chciałby go nominować do Oscara (co oczywiście nie powinno się wydarzyć, bo choć szanuję tego aktora i jego wkład w MCU, to jestem też realistą i uważam, że to jednak nie ta kategoria wagowa). Drugi wybrał życie z ukochaną i wykorzystał skok w czasie. Wybrał prywatność.   

3. Agent Carter

Dopiero po seansie Endgame widać, jak po macoszemu została potraktowana postać agentki Carter w MCU, której decydenci zafundowali naiwny, może nieco pulpowy serial, skasowany już po dwóch sezonach. Głównie z powodu słabej oglądalności, co wynikało poniekąd z praktycznie zerowej promocji w mediach. A szkoda, bo przygody Peggy mogły rozwinąć szerszy wątek powstania i działalności S.H.I.E.L.D. oraz przeciwstawnej jej organizacji terrorystycznej o nazwie Hydra. A także wyeksponować przesadnie patetyczną opowieści – jak na tamte czasy przystało – o heroicznym Kapitanie, który oddał życie dla dobra sprawy. Ale prezentowaną stricte z jej perspektywy. 

4. Girl power!

Niesamowicie cieszy mnie to, jak mocna jest obecnie pozycja kobiet w filmowym uniwersum Marvela. Brak równowagi, irytująca drugoplanowość i czasami przedmiotowe traktowanie kobiet to już na szczęście tylko przebrzmiałe echa pierwszych filmów, bo dzisiaj to właśnie dziewczyny zaczynają rządzić i niejednokrotnie, to one stają na wysokości zadania, ratując sytuację. A to mi się bardzo podoba.     

5. Gadający Hulk

W ciagu ostatniej dekady kinowy Hulk przeszedł kilka metamorfoz, zmieniając nie tylko twarz aktora, ale przede wszystkim koncepcję samego bohatera, począwszy od mało rozgarniętego, ale niezwykle agresywnego kolosa, przez trochę bardziej kumatego, ale równie upartego (a przy tym wystylizowanego) gladiatora, aż po obecną wersję, czyli super inteligentnego Bannera w ciele sałaty. I w sumie to jest coś, o czym już od dawna marzyłem. Aczkolwiek, już po seansie mogę napisać, że trochę brakowało mi pazura ze jego strony, choć rozumiem chęć pokazania przeciwstawnych założeń.  

6. Falcon jako nowy Kapitan Ameryka

W sumie, scena przekazania tarczy nie zaskoczyła mnie jakoś bardzo, ponieważ – jak chyba wszyscy – typowałem Bucky’ego i właśnie Falcona. Choć wypada się przyznać, że po cichu obstawiałem tego pierwszego, bo jednak bardziej lubię skurczybyków z bogatą przeszłością. Zresztą, trudno to interpretować inaczej, znając pierwowzory fabularne z komiksów. No ale padło jednak na Sama, co też jest bardzo spoko. Głównie z dwóch powodów, które ja interpretuję mniej więcej tak: nie musisz posiadać supermocy, żeby zostać bohaterem; czasem wystarczy po prostu być przyzwoitym człowiekiem w odpowiednim miejscu i czasie. A to z kolei trochę nawiązanie do sposobu bycia Capa. 

7. Fortnite

Trudno powiedzieć, czy easter egg z najpopularniejszą obecnie grą typu Battle Royale pt. Fortnite (niestety, ale Apex Legends, pomimo świetnego otwarcia, nie zdołało jej przebić ilością graczy) to nieudolna próba marketingu na zasadzie reklamy natywnej, czy po prostu mocny cios w patologię, która doskwiera większości gier sieciowych. Jeśli to pierwsza opcja, to gratuluje dobrego humoru i życzę powodzenia ludziom z Epic Games, bo wykonali krecią robotę. Osobiście nic mnie tak nie wkurza w multiplayu, jak toksyczne gówniaki, które wrzeszczą do mikrofonu, wyzywając wszystkich wokół i psując im zabawę. A  moim zdaniem właśnie do tego pato-zachowania nawiązywał Thor w swojej groźnej przemowie. Więc ostatecznie, taka trochę antyreklama. 

Co dalej? W kolejnej fazie liczę na debiut Fantastycznej Czwórki, która w ramach zbiorczego filmu i wraz z Mścicielami, stawi czoła niebezpieczeństwu o nazwie Dr. Doom. Gdzieś po drodze Adam Warlock i Ethernals (Ci akurat zostali już zapowiedziani), a potem nowi X-Meni i jakieś ichniejsze nemesis (może najpierw Magneto, potem Mr. Sinister itp.) i w zbiorczym filmie albo Apocalypse, albo już razem z resztą ekipy, np. Kang. A w trzeciej fazie Silver Surfer, inni heroldzi i ostatecznie Galactus. Ale to materiał na przynajmniej dziesięć następnych lat. Więc musimy się uzbroić w cierpliwość. 

foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook