Hyperion. Upadek Hyperiona

Monumentalna epopeja na miarę XXI wieku!

Autor: Owen

literatura

W życiu każdego mola książkowego zdarzają się takie chwile, gdy spragniony nowych wrażeń, sięga po jakąś ciekawą pozycję i daje się pochłonąć absorbującej fabule tak bardzo, że za żadne skarby nikt i nic nie jest w stanie go oderwać od gęstego szeregu literek.

Przyznam szczerze, że sam miewam takie przygody-niespodzianki kilka razy w roku i to najczęściej w przypadku tytułów, po których się tego wcześniej zupełnie nie spodziewałem. Pół biedy, gdy są to mniejsze objętościowo utwory, bo wtedy można je wchłonąć możliwie jak najszybciej, byle tylko zaspokoić głód ciekawości. Gorzej, gdy mam do czynienia z opasłymi tomiszczami, na które potrzeba odrobinę więcej czasu – ja w takiej sytuacji znikam z pierwszego planu, czytając zawsze i wszędzie tam, gdzie się tylko da. Przy okazji, zapominając o całym świecie wokół.

Pech chciał, że właśnie taka strzała literackiego Amora dopadła mnie w trakcie zeszłorocznych wakacji na jednej z greckich wysp, mocno zmieniając wcześniej zaplanowany tydzień całkowitego logout’u. Bo jakoś tak samoistnie wyszło, że zamiast klasycznego relaksu w cieniu palm, z książką i drinkiem w dłoni, zostałem zakładnikiem sporego woluminu w świetnie podanej formule. Świeżo wydana reedycja Hyperiona autorstwa Dana Simmons’a została mi sprezentowana dosłownie kilka dni wcześniej i już w samolocie pochłonąłem grubo ponad sto stron z pierwszego rozdziału. Potem było tylko gorzej, bo taszczyłem wspomnianą książkę dosłownie wszędzie i czytałem za każdym razem, gdy miałem kilka minut dla siebie, zmieniając słoneczną plażę lub hotelowy basen na któryś z fantastycznych światów. Ale po kolei…

[spoileralert]

Hegemonia

W odległej przyszłości ludzkość osiągnęła apogeum swojego technologicznego rozwoju, rozwijając macki swojej cywilizacji na setki zróżnicowanych światów, tworzących potężny organizm strukturalny i połączonych ze sobą za pomocą sieci specjalnych portali. Nawet podróże kosmiczne stały się łatwiejsze i zależne jedynie od parametrów tzw. długu czasowego. Niestety, obywatelom Hegemonii nie udało się zachować całego dziedzictwa kulturowego przodków; a co gorsza, żołnierze ARMII nie zdołali uratować samej Terry, która została zniszczona w tajemniczych okolicznościach. Na szczęście przetrwał jej dużo większy odpowiednik w postaci błękitnej, mocno zurbanizowanej planety, którą ludzkość poczęła nazywać Centralną Tau Ceti. To właśnie tam, niczym w mitycznym Rzymie, spotykają się drogi i ścierają wpływy wszystkich aktualnie istniejących nacji, którym bezpieczeństwo zapewnia Technojądro – autonomiczna forma wirtualnego bytu, złożona z kilkudziesięciu niezależnych hubów, reprezentujących samoświadome frakcje SI. A te z kolei zarządzają wszechobecnymi datasferami, które uzależniły od siebie i rozleniwiły obywateli Hegemonii do granic możliwości.

Hyp_1Hyp_3Hyp_5

Lecz na granicy pogrążonego w dekadencji imperium czai się ogromne niebezpieczeństwo. To dawni współplemieńcy, którzy wieki temu zostali wygnani poza obszar istniejącego sojuszu planet. Teraz, po kilku stuleciach niezależnej egzystencji i przyspieszonej ewolucji, postanowili wrócić do swojej dawnej ojczyzny i z nieznanych powodów, skierowali swoją potężną flotę w stronę paru zewnętrznych światów, z których najdziwniejszy wydaje się Hyperion. To właśnie tam, niezależnie od kosmicznej zawieruchy na kilku frontach, wszechmocni tego złożonego uniwersum wyślą siedmioro pielgrzymów z misją dotarcia do mitycznych Grobowców Czasu, by Ci spróbowali odnaleźć w nich budzącą grozę istotę – Dzierzbę. Krążące po systemie gwiezdnym przepowiednie głoszą, że ów mechaniczny upiór może odegrać kluczową rolę w zbliżającej się wojnie. Każdy z pielgrzymów może przedstawić mu swoją prośbę, lecz wysłuchany zostanie tylko jeden. Pozostali będą musieli zginąć.

John Keats

Omawianie Hyperiona bez nawiązania do dwóch arcyciekawych zjawisk z historii literatury, byłoby totalnym nieporozumieniem. Dlatego warto w tym miejscu przypomnieć, czym były i jaki wpływ na dzisiejszych literatów mają Opowieści Kanterberyjskie. Wywodzący się z Anglii termin Canterbury Tales dotyczy zbioru opowiadań z XIV w., popełnionego przez Geoffreya Chaucera, który zebrał i zredagował historie opowiadane przez grupę pielgrzymów zmierzających z Southwark do grobu Thomasa Becketa w Canterbury. Teksty zostały napisane w języku średnioangielskim i oprócz faktu, że są do dzisiaj zabytkiem światowej literatury, to stanowią cenne źródło informacji dla językoznawców oraz historyków zainteresowanych myślą, a także postawami społecznymi z tamtego okresu. I właśnie z takiego wybiegu twórczego skorzystał w swoim dziele Simmons, przeplatając na pozór flegmatyczne tło aktualnych wydarzeń z retrospekcjami, w których aż kipi od szczegółowych informacji, wartkiej akcji i typowo fantastycznej sensacji.

Drugą z ważnych inspiracji, którą wypada poznać przed dokonaniem analizy omawianego tytułu jest pewien nieukończony poemat, popełniony na przełomie XVIII i XIX wieku. Hyperion, bo o nim mowa, bywa określany jako jeden z najważniejszych utworów angielskiego poety romantycznego Johna Keats’a. Oparty na wątku zaczerpniętym z greckiej Tytanomachii – wojny pomiędzy starymi i młodymi bóstwami, wpisującej się w kanon tamtejszej mitologii – opowiada między innymi o detronizacji pierwszego greckiego boga słońca, tytana Hyperiona, tworząc ciekawe tło dla fantastycznych pomysłów Simmons’a. Jest również czymś w rodzaju palety semantycznych odwołań i nawiązań, ścierających się z wymyśloną przez Keats’a koncepcją tzw. Poglądu Ujemnej Właściwości, który (autor) wyrastał z przekonania o niemożności całkowitego poznania świata oraz nieskończoności zjawisk. Poeta uważał, że świadomość tego miałyby tylko jednostki wybitne, zwłaszcza poeci.*

Hyperion_1Hyp_2

Dlatego w omawianej powieści bez problemu odnajdziemy kilka powiązanych z tym zagadnieniem postaci. Martin Silenius czy biologiczny android, stylizowany na genetyczną kopię samego Keats’a, to tylko kilka oczywistych przykładów. Powrócę do nich za moment, by na chwilkę przeskoczyć do ogólnej koncepcji przedstawionego świata. Bo tak naprawdę muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem elastyczności literackiej. Pisarz przetworzył szereg klasycznych założeń, bawiąc się nimi w niezwykle delikatny sposób, wplatając w swoją opowieść całą masę interesujących miejsc oraz powiązanych z nimi zjawisk. Wykreował absolutnie fantastyczne i plastyczne uniwersum, złożone z setek zróżnicowanych planet, skupionych w większe systemy za pomocą rozbudowanych transportali, otoczonych dodatkowo lokalnymi datasferami i tworzącymi jedną wielką metasferę. No coś pięknego!

Czy jest ktoś, kto by nie chciał mieszkać w luksusowej rezydencji, w której każdy z pokoi istnieje na innym świecie i jest dostępny jedynie poprzez w/w trans przestrzenne przejścia? A trzeba sobie jeszcze wyobrazić, że każda z tych płaszczyzn tętni życiem, niekoniecznie organicznym, które trudno w prosty sposób opisać. Na szczęście, autor przybliża czytelnikowi ogrom zależności za pomocą retrospekcji i późniejszych opowieści, które dzielą między sobą pielgrzymi. Misternie budowana koncepcja futurystycznej rzeczywistości mogłaby się nie sprawdzić, gdyby nie odpowiedni dobór głównych postaci, reprezentujących diametralnie różne typy charakterów, ukształtowanych przez skrajnie odmienne światy ojczyste. Dzięki tak dużemu zróżnicowaniu obserwacji, czytelnik może poznawać realia powieści na wiele różnych sposób, doświadczając wszystkich możliwych namiętności, które motywują i pchają ów pielgrzymów do celu, czyli spotkania z mitycznym upiorem. 

Dzierzba

Muszę przyznać, że próba jakiejkolwiek klasyfikacji stylistycznej Hyperiona wymyka mi się z wcześniej założonych konwencji. Dzieje się tak dlatego, że ta rozbudowana powieść jest czymś w rodzaju literackiego tygla, niezwykle elastycznego pod względem składowych pierwiastków i czerpiącego całymi garściami z dorobku wszystkich kultur, a także najważniejszych okresów historycznych naszej cywilizacji. Szereg oczywistych nawiązań do mitologii greckiej, czasem też skandynawskiej; gro odwołań do znanych nam obecnie religii i ich ewentualnych mutacji, technologii i magi; liryki, epiki, dramatu – wszystko splecione ze sobą w jeden wielki związek przyczynowo-skutkowy. I pomimo takiego natłoku wątków, najbardziej zaskakujący może być fakt, że całość tego rzetelnie budowanego konceptu stanowi tylko tło dla czegoś dużo ważniejszego, ponieważ cykl (w tym przypadku pierwszy i drugi tom) można odbierać również – albo przede przede wszystkim – jako studium zachowań ludzkich.

Hyp_4

Autor – może w nie do końca zamierzony sposób – wysuwa na pierwszy plan ciekawą teorię, dotykającą zjawiska powtarzalności. Aby lepiej zrozumieć ten punkt widzenia, trzeba sobie w tym miejscu wyobrazić, że choć fikcyjna rzeczywistość od dawna pędziła ostro do przodu, to pomimo upływu kilku wieków oraz wynikających z tego tytułu zmian ewolucyjnych, sama natura ludzka pozostała taka sama. To nadal całe spektrum zależności behawioralnych, reprezentowanych przez ludzi, post-ludzi i wirtualne byty, dojrzewające mentalnie w różnych okolicznościach. Wcześniej wspomniałem o poetach, cierpiących – w przenośni i dosłownie – za miliony, ale w kolorowej gromadce pojawią się również postacie reprezentujące inne archetypy: są wojownicy, podróżnicy, kapłani, naukowcy, jest nawet szpieg. I choć sam dobór bohaterów ma wymiar bardziej symboliczny, to w rzeczywistości pisarz wykorzystuje okazję i pozwala na starcie różnych światopoglądów.

Chciałbym napisać, że dylogia Simmons’a (bo cykl o Endymionie, będący realną kontynuacją, w rzeczywistości stanowi osobną parę kaloszy) jest czymś tak monumentalnym, że trudno to dzieło opisać słowami. Ale bez obaw można ją postawić na regale zaraz obok Diuny Herberta, Fundacji Asimowa czy Pierścienia Nivena. Tak naprawdę, to lustrzane odbicie nas samych, naszych pragnień i skłonności, które nawet w futurystycznej przyszłości będą nas pchały ku glorii i chwale lub sprowadzą naszą egzystencję do prostej wegetacji, opartej na czymś totalnie pierwotnym. Każdy odbiorca musi wybrać i zadecydować samodzielnie. I również z tego powodu, wbrew popularnej opinii, nie uważam otwartego zakończenia pierwszego tomu za coś złego. Wprost przeciwnie, gdyż każdy z nas może sobie dopowiedzieć własne zakończenie. Dzierzba może być zwykłą personifikacją naszych leków, stojących na drodze do poznania samego/ej siebie i swojego przeznaczenia, dlatego warto się z nim zmierzyć, wnikając w świat niniejszej powieści.    

 

źródło foto: 1, 2, 3; 4, 5 * – wikipedia.org

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook