Top 7 najlepszych seriali w 2015 roku

Najlepsze produkcje telewizyjne z mijającego sezonu

Autor: Owen

seriale

Z prawdziwą radością obserwuję progres, jaki przez ostatnią dekadę zaliczył rynek seriali telewizyjnych, które w ciągu kilku ostatnich lat zdążyły opuścić bezpieczną przystań skromnych budżetów i tendencyjnych procedurali, wypływając na szerokie wody mainstream’u, bogatego w świetne pomysły i majętnych sponsorów.

To już nie te lata, gdy każdy tytuł był na siłę wpisywany w określone ramy kontekstowe, bo producenci drżeli na samą myśl o słabej oglądalności i wynikającej z niej ewentualnej porażce finansowej – teraz liczy się oryginalność i ciekawy sposób realizacji. Tak więc, każde novum mile widziane, ale jest jeden warunek – z nowych możliwości trzeba umieć korzystać, dozując je z umiarem i wyczuciem. Bo w końcu żyjemy w erze Big Data i coraz częściej wpisujemy to zagadnienie w prozę naszego życia.

Większe możliwości, to również większa ilość propozycji, co w przypadku braku samokontroli u mniej odpornych telewidzów może prowadzić do pewnych uzależnień. Wydaje mi się, że nie sposób pochłaniać na bieżąco wszystkich tytułów, dlatego chyba nie warto kontynuować danej serii jesli nie spełnia ona naszych oczekiwań. A to z kolei prowadzi do selekcji, w wyniku której nie wszystkie tytuły zdołały utrzymać zainteresowanie widzów i skutecznie obronić swoją pozycję w tegorocznej ramówce. Dlatego w ramach podsumowania poznanych przez mnie utworów proponowałbym prosty podział na kilka grup tematycznych. Pierwszą z nich stanowią różne pozycje, które dobrze wyglądały na wszystkich zapowiedziach i oferowały rzekomo dobrą zabawę, by ostatecznie rozczarować odbiorców jakimś mało zrozumiałym wątkiem fabularnym lub kiepską realizacją i w efekcie, dokonać wirtualnego żywota. Do takiego grona wypada zaliczyć np. Helix i The Extant.

Kolejną grupę stanowią tzw. przeciętniaki, które zabrnęły w ślepy zaułek fabularny i przy okazji zdążyły już trochę zmęczyć widzów. Takie zamknięcie zaliczyły przykładowo The Falling Skies czy The Defiance. Później mamy całą grupę dryfujących na powierzchni średniaków, do których zaliczyłbym zarówno tytuły kierowane w stronę młodzieży ( np. The 100), do fanów kosmicznych sensacji (Killjoys i Dark Matter) oraz cykle mieszane, z elementami fantastyki, thrillera i horroru (12 Monkeys, Ash vs Evil Dead i The Last Ship itp.). Osobną kategorię stanowią telewizyjne adaptacje komiksów pokroju The Walking Dead, The Strain czy Jessica Jones, które albo debiutowały w tym roku, albo też trwają w najlepsze, z lepszym lub gorszym skutkiem. Lecz pomimo niemałej sympatii wobec tychże seriali, nie znajdziecie ich na tegorocznym podium. W takim razie, jakie serie zasiliły elitarne grona fantastycznej siódemki z 2015 roku?  

Sense8

Miejsce 7 – Sense 8

Aż trudno uwierzyć, że jest ktoś, kto potrafi w ciągu jednego roku wyreżyserować najgorszą produkcję wśród fantastycznych blockbusterów aktualnej dekady, a zaraz potem stworzyć świetny serial, którego pierwszy sezon ogląda się z zapartym tchem aż do napisów końcowych finalnego epizodu. Jeśli pomyśleliście w tym miejscu o Ridley’u Scott’cie i jego skokach formy, to od razu wyprowadzam z błędu – to nie jego miałem na myśli. Więc kogo? Rodzeństwo Andy’ego i Larry Wachowskich, które już nie raz udowodniło nam, że jako kreatywny duet potrafi spoglądać w przyszłość i tworzyć dzieła wyprzedające swoje czasy. Tak było z Matrixem, tak było ze Speedracer’em i Atlasem Chmur. Tak jest również z ich najnowszym show, przy którym palce maczał J. Michael Straczyński.

Być może to właśnie dlatego Sense 8 jest produkcją na swój sposób wyjątkową, trudną tematycznie i przyciągającą widzów swoją różnorodnością. To utwór na wskroś naturalistyczny, poprzez który rodzeństwo próbuje przełamywać tematy tabu, pokazując, że najgorsze demony siedzą tylko w głowach ludzi zawistnych i nierozumiejących świata. To również pełen surrealizm, ocierający się o zjawiska nadal dla nas nieosiągalne, takie jak telepatia czy współodczuwanie. I co ciekawe, kompozycja została podana w tak przemyślany sposób, że z jednej strony odbiorca czuje multikulturowość prezentowanego świata, śmiejąc się do rozpuku w scenach komediowych lub płacząc w momentach egzystencjalnego smutku, a z drugiej strony czuje presję wydarzeń i uciekający czas. Niestety, otwarte zakończenie pozostawia ogromny niedosyt, sugerując furtkę do ewentualnych kontynuacji.

HumansTV

Miejsce 6 – Humans

Humans to produkcja wielowymiarowa, niezwykle złożona fabularnie i wciągająca jak mało która z konkurencyjnych adaptacji. To świetne studium zachowań społecznych w erze pełnej digitalizacji, gdzie zwykli ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, a uczące się maszyny okazują ogrom empatii i w efekcie, często obrywają za to po swoich syntetycznych pupach. To również przewodnik po ludzkich fobiach, który w przekrojowy sposób wytyka różne skrzywienia i wynikające z tego problemy. Bo wypada sobie zadać pytanie: kto jest bardziej niebezpieczny? Empatyczne maszyny, które ostatecznie decydują się na wstrzymanie programu przebudzenia AI, czy bezwzględni i żądni zysków naukowcy, którzy chcieliby wszystko i wszystkich kroić, oczywiście dla dobra ogółu? Kto w tym dramacie jest bardziej sztuczny? Apatyczni mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa, czy może pragnące doznań i miłości androidy? I w końcu, po co komu super efekty komputerowe, skoro można opowiedzieć fantastyczną historię w klasyczny sposób?

Opis moich wrażeń na temat omawianego tytułu – Humans

FtWD

Miejsce 5 – Fear the Walking Dead

Doskonale pamiętam moment, gdy po ostatniej scenie pierwszego sezonu The Walking Dead (totalnie oderwanej od komiksowego pierwowzoru) czułem ogromny zawód z powodu dziwacznie uciętej historii. Wyglądało to trochę tak, jakby stacji AMC nagle zabrakło środków na kolejne odcinki, a decydenci postanowili zakończyć opowieść poprzez otwarte i trochę bezsensowne zakończenie. Aż trudno uwierzyć, że kilka lat później seria osiągnęła status kultowej i zaczęła wyznaczać nowe trendy we współczesnych produkcjach telewizyjnych. Świetny pomysł, doskonałe wykonanie i przede wszystkim coś na kształt emocjonalnego magnesu to zbiór czynników, które wpłynęły na wysoki poziom oglądalności, kształtując przy okazji cały fandom, ocierający się chwilami o popkulturalny fanatyzm. 

Dlatego tylko kwestią czasu było rozwinięcie całego uniwersum o kolejne produkcje i tytuły. Do księgarni na całym świecie zaczęły trafiać powieści z akcją osadzoną gdzieś w post-apokaliptycznej Ameryce, a producent serialu zapowiedział jego spin-off (a właściwie dwa, ale o tym niżej), opowiadający o pierwszych dniach pandemii. Lecz wbrew wcześniejszym obietnicom okazało się, że nie jest to laboratoryjny thriller z pogranicza nauki i militarnej sensacji, bo tego się chyba wszyscy odrobinę spodziewali, a raczej chaotyczny zapis pierwszych chwil nadchodzącego Armageddonu, zarejestrowany oczami zwykłych ludzi, żyjących gdzieś na przedmieściach Los Angeles. I co ciekawe, w przeciwieństwie do oryginalnej serii, eksponującej coraz więcej truposzy i wszędobylskiego gore’u, w omawianej produkcji główny nacisk położono na coś zupełnie innego. 

Fear the Walking Dead, czyli prequel znanej i lubianej serii to zupełnie nowa jakość w opowiadaniu makabrycznej historii, w której nie ma prostych rozwiązań i moralnie jednoznacznych sytuacji. Żadna z prezentowanych postaci nie jest do końca dobra i na odwrót, dlatego mając na uwadze niezwykłe przemiany osobowości w głównym cyklu oraz drastycznie krótki pierwszy sezon nowej produkcji, nie można nikogo z góry ocenić tylko przez pryzmat dotychczasowych wydarzeń. Wszystko dopiero przed nami. Na pocieszenie zostaje nam wiralowa mini-seria internetowa, podzielona na półtoraminutowe odcinki (emitowane w przerwach reklamowych), opowiadające o dramatycznej sytuacji na pokładzie samolotu pasażerskiego, kołującego na Miastem Aniołów. Dodam tylko, że ów samolot był widoczny w jednej ze pokazywanych scen. Której? Poszukajcie sami. 

TMiTHC

Miejsce 4 – The Man in The High Castle

Proza Philipa K.Dicka nigdy nie należała do gatunku tych łatwych w odbiorze, a już tym bardziej szczęśliwych w kontekście ekranizacji filmowych. Przełożenie na taśmę celuloidową futurystyczno-narkotycznych wizji i zakręconych pomysłów, podkreślanych zazwyczaj nieprawdopodobnymi twistami fabularnymi, próbowało już wielu, ale tak naprawdę – nie licząc kilku klasyków sprzed dwóch dekad – dopiero Raport Mniejszości z początku XXI wieku otworzył nowy rozdział w filmowym zestawieniu, osiągając realny sukces finansowy i zostając nawet sezonowym hitem na miarę największych blockbusterów. To oczywiście pociągneło za sobą szereg działań komercyjnych, mających na celu dalszą eksploatację twórczości amerykańskiego pisarza. Jednak poza nolanowską Incepcją, dopiero autorska adaptacja książki pt. Człowiek z Wysokiego Zamku okazała się projektem wartym uwagi.

I muszę to po prostu napisać – od czasu Boardwalk Empire (i może jeszcze Magic City) nie widziałem tak świetnie zrealizowanego serialu pod względem oprawy retro-wizualnej i prezentowanych lokacji! Jako widz nie miałem wrażenia, że oglądam jakąś fabułę, bo ja tam po prostu byłem! Na własnej skórze mogłem poczuć napięcie i duszną atmosferę, widziałem stres, czułem pot oraz łzy. I to jest jeden z ogromnych atutów tej produkcji. Ponieważ jej kwintesencję stanowi świetnie skomponowana historia, która nie jest lustrzanym odzwierciedleniem wydarzeń z książki. Paradoksalnie, taki zabieg wyszedł serii chyba na dobre i pozwolił wyeksponować drugoplanowe wątki, na których zbudowano całą opowieść. Jedyny minus omawianego dzieła to niedopowiedziane zakończenie, jawnie sygnalizujące powstanie drugiego sezonu. 

TheExpanse

Miejsce 3 – The Expanse

Muszę się przyznać do tego, że nigdy nie czytałem żadnej powieści wchodzącej w skład cyklu Ekspansji, popełnionego przez literacki duet w osobach Daniela Abrahama i Ty Franck, ukrywających się – w przypadku akurat tej serii – pod wspólnym pseudonimem James’a S. A. Corey’a. Stało się tak dlatego, że w momencie, gdy chciałem zakupić dwa pierwsze woluminy, to akurat nigdzie nie mogłem ich dostać. A gdy już się pojawiły w księgarniach, to w międzyczasie dowiedziałem się, że to wcale nie dwie kolejne części, tylko pierwsza, sprytnie rozbita na osobne tomy książka, do tego z kulejącym przekładem. A że miałem wtedy już spory stosik wstydu, to odłożyłem Przebudzenie Lewiatana na bliżej nieokreślone „później”. I jak to często bywa, po prostu zapomniałem o tym tytule.

Może właśnie dlatego informacja prasowa o ekranizacji w/w pozycji nie wywowłała we mnie fali jakiejś niezdrowej ekcytacji. I chyba jak każdy odbiorca tego dzieła, zaraz po seansie odcinka pilotażowego The Expanse poczułem się niezwykle miło zaskoczony. Bo choć emisja pierwszego sezonu jeszcze trwa, to mogę chyba z czystym sumieniem napisać, że oto przed nami objaiwła się jedna z najlepszych produkcji ostatnich lat. Space-opera w klasycznym stylu, z niezwykle wciągającą historią, dobrym poziomem aktorstwa i świetnymi efektami specjalnymi, nie odstającymi ani na milimetr od kinowych blockbusterów, to medium, które skutecznie wypełni lukę po zakończonych jakiś czas temu poważnych seriach. To również kierunek, jaki powinna obrać stacja SyFy, bo zamiast realizacji kilku przeciętnych tytułów, czasem lepiej zebrać siły na coś z tzw. grubszej rury. 

Daredevil

Miejsce 2 – Marvel’s Daredevil

Jak zapewne wiecie, Śmiałek nie miał szczęścia do adaptacji filmowych, czyniących z jego postaci raczej pośmiewisko i temat do żartów na długie lata, niźli obraz poważnego super herosa, siejącego postrach wśród bandziorów zachodniego Manhattanu. Fatalna obsada i kiepskie efekty w filmie z 2003 roku zrobiły swoje, ale paradoksalnie, to nie one zakończyły agonię tego dzieła. Klasycznym knockoutem okazała się ekranizacja przygód komiksowej ukochanej bohatera: Elektry Natchios, która ani nie wyglądała jak jej grecki pierwowzór, ani też nie przypominała topornym stylem walki delikatnej piękności i jej zwinnych ruchów. Jedynym plusem tego niezdrowego mashup’u był chyba prawdziwy romans i późniejszy związek Afflecka z panną Garner. Dlatego z perspektywy czasu i na podstawie aktualnych doświadczeń mogę śmiało napisać, że choć nie przepadam za cukierkową oprawą aktualnego MCU, to cenię sobie jego spójność konceptulaną, dzięki której bohaterowie zaczynają powoli grać w jednej drużynie. A gdy swoje pięć groszy dołoży do tego jeszcze nieobliczalny producent pokroju Netflixa, to strach się bać…

Na szczęście, autorska wizja Drew Goddard’a sprawdziła się doskonale, bo serialowy Daredevil dosłownie rozbił bank. Stało się tak głównie dlatego, że niemal całą akcję osadzono w bardzo przyziemnych realiach, dotykających oddolnych inicjatyw i problemów, z którymi zmagają się przeciętni ludzie. Paradoksalnie, to właśnie ci zwykli zjadacze chleba, będący w innych produkcjach jedynie tłem dla popisów nadludzi, mają w tej serii realny głos; w przeciwieństwie do narwanych i zaaferowanych swoimi sprawami herosów, stają się ostoją normalności i racjonalnego myślenia. Jednocześnie, Netflix uzupełnił portfolio Marvela o typowo ludzkich bohaterów z krwi i kości, mogących polegać jedynie na swoich umiejętnościach i wąskim gronie przyjaciół, obnażając przy okazji ogrom słabości w konkurencyjnych produkcjach. Nie znajdziecie w tej serii przypadkowych osób, nie uświadczycie łzawych przemian personalnych i w końcu – zobaczycie, jak wygląda gangsterskie życie od najgorszej i niezwykle brutalnej strony. 

Opis moich wrażeń na temat omawianego tytułu – Marvel’ s Daredevil

 MrRobotTV

Miejsce 1 – Mr. Robot

W tym sezonie król może być tylko jeden! Mr. Robot to dla mnie objawienie tegorocznej ramówki i na pewno faworyt do miana najlepszego serialu okresu wakacyjnego. Jest również gorzką satyrą na otaczająca nas rzeczywistość, w której ludzie znają na pamięć filmy Marvela, a nie wiedzą, gdzie leży Syria czy Libia i mylą Gruzję z amerykańskim stanem Georgia. Interesują się najbardziej intymnymi wydarzeniami z życia śmieciowych celebrytów, a nie próbują zrozumieć współczesnej sytuacji geo-politycznej i jej następstw. Chłoną coraz więcej medialnego kału, reklamowanego w coraz bardziej agresywny sposób, by w chwili pozornej refleksji, wyłączać samodzielne myślenie. W przenośni i dosłownie – jak roboty. I przywołując stare przysłowie: z kim się zadajesz, takim się stajesz, trzeba sobie zadać proste pytanie – czy wolisz żywot w oazie spokoju, gdzieś na dole łańcucha pokarmowego, czy też spróbujesz wejść na szczyt i chociaż przez moment poczujesz smak zwycięstwa? Jak Ci ludzie, którzy są tam od zawsze, niezależnie od biegu wydarzeń. Bo przecież zawsze jacyś są, prawda?

Opis moich wrażeń na temat omawianego tytułu – Mr. Robot

 

źródło foto: 1

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook