Star Carrier: Pierwsze Uderzenie

Ian Douglas

Autor: Owen

literatura

Nie da się ukryć, że od dziecka fascynował mnie kosmos i związane z nim zależności. Oczywiście nie była to ekscytacja czysto naukowa, bo umówmy się – stopień pojmowania tak złożonej wiedzy przez rozgadanego kilkulatka był adekwatny do ówczesnych możliwości poznawczych, wynikających z ograniczeń wiekowych i poważnej konkurencji, w postaci…modnej podówczas tematyki Dinozaurów.

Tak więc, wchłaniałem sobie uproszczone wyobrażenie na temat bezkresnego uniwersum, wypełnionego po brzegi kolorowymi statkami kosmicznymi, laserami, gumowymi kosmitami i przygodami wszelkiej maści zawadiaków. Lecz jak to w życiu każdego dziecka bywa, oba tematy poczęły schodzić na drugi plan w obliczu nowych atrakcji, które sukcesywnie zdobywały moją uwagę, wprost proporcjonalnie do upływającego czasu. Na szczęście, stare przyzwyczajenia i sentymenty pozostały gdzieś z tyłu głowy, by po wielu latach eksplodować kolejną falą entuzjazmu, podsycaną przez zbyt długi okres fanowskiego głodu. I w ten oto sposób, ponownie zacząłem śledzić losy kilku drużyn kosmicznych pilotów, zmagających się z Cylonami, Imperium, a jeszcze innym razem z całą masą galaktycznych chuliganów, którzy przelatywali nieopodal stacji Babylon itd…

Ach, jakby tak poczuć tę prędkość, swobodę i typowo zawadiacki sposób bycia – marzyłem nieraz, tuż po zakończeniu seansu. Ale zaraz, przecież jestem stałym bywalcem wszelkich przybytków z książkami, więc od czego jest literatura? Ano właśnie, nie wszystko złoto, co się świeci; dlatego trafienie na dobrze napisaną space operę, popartą rzetelnymi (naukowo) teoriami w kontekście rozwiązań technologiczno – militarnych jest niezwykle trudno. I tutaj z pomocą przyszło nowe polskie wydawnictwo Drageus, gromadzące w swojej ofercie mniej znane, ale bardzo sprofilowane pozycje tematyczne, wchodzące w skład rozbudowanych cykli literackich. Mój pierwszy wybór padł na Williama H. Keith’a Jr., publikującego pod pseudonimem Ian Douglas i serwującego czytelnikom niezwykle absorbującą przygodę w tomie pt. Star Carrier: Pierwsze uderzenie, rozpoczynającym cały cykl przygód gwiezdnej floty z planety Ziemia.

Akcja utworu rozpoczyna się od potężnej operacji ofensywnej w przestrzeni kosmicznej układu Etta Bootis, którą w XXIV stuleciu podejmują zjednoczone siły ziemskie, próbujące ratować terrańską kolonię na jednej z pustynnych planet obcego systemu. Baza na jej powirzchni staje się jednocześnie schronieniem dla kolonii osadników i celem ataku tajemniczej rasy Turushów. Nikt do końca nie zna powodów, którymi kierują się najeźdźcy; nikt nie wie, jak naprawdę wyglądają, ani dlaczego pałają tak wielką niechęcią wobec ludzi. Ale też nikt nie czeka na komitet dyplomatyczny, dlatego mocno skłócona i rozsiana po całym Układzie Słonecznym cywilizacja homo-sapiens wysyła grupę szybkiego reagowania, mającą wyprzedzić destrukcyjne działania antagonistów. I choć w stronę nieprzyjaznej klimatycznie gwiazdy, żartobliwie nazywanej przez marynarkę Butem, zmierza cała flota super niszczycieli, to pierwszym elementem zaskoczenia jest eskadra nowoczesnych myśliwców typu Starhawk, która dociera do celu w trybie przyspieszenia grawitacyjnego i bombarduje każdy większy statek.

Kim są tak naprawdę Turushowie? I komu służą? Na samym początku historii dowiadujemy się, że upłynęły dziewięćdziesiąt dwa lata od momentu, w którym rasa ludzka nawiązała pierwszy kontakt z Sh’daar, a dokładniej z Agletch va Sh’daar – jedną z ogromnej liczby cywilizacji technicznych, nazywających siebie nieco melodramatycznie Galaktycznym Imperium Sh’daar. Pokojowa wymiana informacji oraz dóbr trwała kilkadziesiąt lat i zakończyła się poważnym konfliktem, dzięki któremu dowiedzieliśmy się, że w znanym nam uniwersum istnieje jakaś potężna nacja, sprawująca władzę nad ogromną połacią galaktyki i sterująca innymi rasami niczym wasalami. Władcy tego tajemniczego imperium uznali, że gwałtowny rozwój wielu dziedzin nauki, określanych w przyszłości jako grupa GRIN, doprowadzi gatunek ludzki do osobliwości technologicznej, a w efekcie do transcedencji. A to według kosmitów będzie początkiem końca Drogi Mlecznej…

StarCarrier_1

Ameryka

Muszę przyznać, że na początku utworu czułem się odrobinę przytłoczony ilością rozpoczętych wątków i przede wszystkim całą paletą fikcyjnych oznaczeń technicznych, które autor umyślnie przypisywał do każdego możliwego oddziału, tudzież okrętu. Lecz z czasem przestałem zwracać uwagę na ten sprytny, choć odrobinę przekombinowany zabieg, mający na celu uwiarygodnienie przedstawionej sytuacji i dałem się ponieść fabule, która wessała siedzącego głęboko w mojej głowie geeka w karuzelę wydarzeń i aż do ostatniej strony nie dała odetchnąć. Być może to wina subiektywnych upodobań i fascynacji, ale w przeciwieństwie do sporej grupy malkontentów, nie czuję się tym utworem ani trochę zawiedziony, a już na pewno nie zmęczony. Wręcz przeciwnie; świetnie wyważone tempo narracji oraz bardzo ciekawa koncepcja istot z innego układu naszej galaktyki to niewątpliwe atuty omawianej książki, które okazały się kluczowe dla odbioru całości i zwykłej przyjemności płynącej z lektury. 

Dzieje się tak, ponieważ Keith Jr. to niezwykle płodny autor, rozmiłowany w gatunkach historyczno – militarnych i posiadający ogromne doświadczenie w tzw. storytellingu. Mało który ze znanych mi pisarzy potrafi – dosłownie – rozwlec opis potężnej bitwy kosmicznej pomiędzy dwiema, totalnie odmiennymi technologicznie nacjami, na ponad dwieście stron absorbującego tekstu. Co więcej, opis futurystycznych technologii oraz fikuśnych maszyn bojowych jest w tym przypadku wystarczająco sensowny, by czytelnik czuł szacunek do potęgi, jaką dysponują ludzie z odległej przyszłości. Ultra szybkie myśliwce o zmiennym kształcie, wspomagane sztuczną inteligencją fregaty czy w końcu super ciężkie krążowniki i lotniskowce to jedynie ułamek tego, co poznamy już na samym początku tej historii. A to i tak raczej branżowy standard, więc autor poszedł jeszcze dalej i podjął próbę przedstawienia totalnie odmiennej (pod każdym względem) cywilizacji, stającej w szranki z Terranami, co niewątpliwie mu się udało. Całość dodatkowo okraszona zaskakującą ilością detali technicznych i sporej wiedzy z zakresu astrofizyki, z naciskiem na jej kwantową część.

I wszystko byłoby super, gdyby nie jeden drobny  mankament. Otóż tak raptowna narracja i wartka akcja zgubiły gdzieś po drodze jeden istotny pierwiastek, stanowiący według mnie ważne uzupełnienie dla reszty wydarzeń – czyli głębszy zarys samych postaci i ich osobowości. Co prawda, główny bohater próbuje skonfrontować swoje obecne położenie z burzliwą przeszłością i dokonuje tego w ciekawy sposób, ale reszta kluczowych dla fabuły sylwetek została jedynie muśnięta piórem twórcy, a szkoda. Te – powiedzmy – pięćdziesiąt dodatkowych stron mogłoby niezwykle wzbogacić pierwszy tom serii i po cichu liczę, że pan Douglas rozwinie wiele wątków w kolejnych odsłonach cyklu, które tak naprawdę dopiero zacząłem poznawać.

SC_2

Piasek

Reasumując, Star Carrier to znakomita propozycja dla zdeklarowanych fanów wojskowej bijatyki w kosmicznych realiach. Bez owijania w bawełnę i niepotrzebnego upiększania. Nie ma tu rozbudowanych wątków interpersonalnych, emocjonujących romansów i całej palety naciąganych perypetii, które czasami potrafią zabić pierwotne (i docelowe) tempo narracji. Więc jeśli lubujecie się w seriach pokroju Battlestar Galactica, Homeworld czy Honor Harrington i jesteście w stanie przeboleć brak rozwiniętych wątków cywilnych, to bez wahania powinniście sprawdzić omawianą pozycję, a nawet pójść dalej i zerknąć szerzej na całe portfolio polskiego wydawcy. Bo naprawdę warto!

 

źródło foto: 1, 2, 3

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook