Ultimate Spider-Man

Moc i Odpowiedzialność

Autor: Owen

komiksy

Wiadomość o nowej zapowiedzi do nadchodzącej wielkimi krokami filmowej adaptacji serii The Avengers okazała się topowym newsem zeszłego tygodnia, bo jej wirtualna dystrybucja przetoczyła się przez geekową cześć sieci niczym tornado pełne rekinów z Sharknado 2. Dyskutowano o niej na wszelkich możliwych forach i portalach, rozbierano ją na poszczególne kadry, omawiano nowych bohaterów, wygląd Ultrona, majestat nowej zbroi Iron-Man’a, aż w końcu, po ogłoszeniu kolejnych rewelacji ze strony wydawcy i MCU, fani zaczęli sklejać ze sobą poszczególne informacje i wyniuchali nawet groźnie brzmiące Civil War. I powiem szczerze, że dla mnie – jako fana komiksów – to wiadomość wręcz fantastyczna. Ale pomimo kinowej hossy trzeba pamiętać, że sytuacja znanego wydawcy jeszcze kilka lat temu była nie do pozazdroszczenia.

W okolicach przełomu milenium, firma Marvel stanęła na skraju bankructwa i zanim przejął ją gigant w czapce Myszki Miki (prawie dekadę później), próbowała się ratować na różne sposoby, m.in. poprzez odświeżenie swoich najważniejszych produktów. Osobą odpowiedzialną za eksperymentalny reboot był nowo mianowany redaktor naczelny – Joe Quesada, który postanowił zaryzykować i jako pierwszego do tuningu wytypował Spider-Man’a. Taki wybór miał swoje uzasadnienie w postaci zbliżającej się wówczas ekranizacji, a scenarzyści chcieli zwyczajnie powrócić do korzeni historii nastolatka z niezwykłymi mocami, który przez kilka ostatnich dekad zdążył się już nieco zestarzeć i odpłynął fabularnie od przyjętego wcześniej schematu. Tak powstała pierwsza seria z linii Ulitmate, mająca na celu opowiedzenie starych historii w nowych konwencjach.

 

[spoileralert]

 

Peter Parker

 

Moja pierwsza styczność z Człowiekiem Pająkiem miała miejsce w 1990 roku, za sprawą trzeciego numeru serii wydawanej ówcześnie przez TM-SEMIC, w którym młody Peter Parker zmagał się z tajemniczym Hobgoblinem. Pamiętam doskonale stopniowe dozowanie napięcia, podparte klasyczną kreską Johna Romity Jr. z 1983 roku. Album wydawał mi się wtedy tak niezwykły, że chłonąłem każdy kadr po kilka razy i dopiero jako nastolatek zacząłem zwracać uwagę na nieco archaiczne realia, w których przyszło żyć tamtejszemu Pająkowi. Lata mijały, a obraz zdumiewającego nastolatka zmagał się w mojej głowie pomiędzy resztą klasyków z początku lat 90, wydawanych na bazie starych serii, a potężnymi wstrząsami pokroju pierwszego numeru Mega Marvel z fantastycznym Tormentem od Todd’a McFarlane’a. Potem pojawił się Venom, Carnage, ekipa Sinister Six i cała masa antagonistów, dzięki którym Parker junior dorastał w ekspresowym tempie, przeżywając często sytuacje wykraczające poza jego możliwości. I w ciągu kilku lat obecności na polskim podwórku komiksowym, bohater w końcu osiągnął całkowitą samodzielność, rozpoczynając życie fotoreportera u boku atrakcyjnej Mary Jane.
 
Można powiedzieć, że Spidey dorastał razem ze mną i w pewnym momencie jego przygody stały się dla mnie po prostu zbyt nudne. Bo nie był to już ten sam, zabawny nastolatek, a tym bardziej dorosły i odpowiedzialny facet, który mając kochających bliskich, co noc narażał swoje życie i wyruszał w miasto na poszukiwanie guza. Dlatego w pewnym momencie odpuściłem regularną prenumeratę serii i zacząłem inwestować w inne tytuły. I chyba nie tylko ja poczułem się zmęczony marką, która zaczęła zmierzać w bliżej niezbadane rejony abstrakcji i nudy, bo sprzedaż tytułu zaczęła spadać na całym świecie, a wraz z nią popularność młodocianego superbohatera. Sytuację doskonale wyczuł wspomniany powyżej naczelny Quesada, który postanowił odpalić eksperymentalną serię o nazwie Ultimate i jednoczesnie odświeżyć życiorys Spider-Man’a. I wiecie co? Miał rację, bo co z tego, że ja i inne dinozaury pamiętamy wczesne lata życia Petera, skoro nowe pokolenie fanów zna Pajączka już jako dorosłego osobnika, tkającego swoje sieci wobec problemów dotykających dorosłych ludzi. 
 
 
UltimateSpiderMan_cover
 

Moc i Odpowiedzialność?

 

Restart historii Spidera okazał się dużym sukcesem wydawniczym i bez wątpienia miał jakiś wpływ na popularność późniejszej ekranizacji z Tobbym Maguire’m w roli głównej. Wszyscy bili brawa i zachwycali się, a ja…nie. Może to kwestia czasu, jaki upłynął od daty premiery, ale po skonsumowaniu treści mam w większości negatywne odczucia. Doceniam idę, ale nie w taki sposób, w jaki danie zostało podane. Owszem, podoba mi się pomysł na cofnięcie czasu, bowiem młody Parker został odmłodzony niczym telewizyjny Krzysio od teleturniejów i w omawianym albumie ma zaledwie 15 lat. Co więcej, cioteczce May i wujkowi Benowi również odebrano sporo wiosenek, a nawet dodano luzackiego pazura (kto pamięta żarcik z fryzjerskiego kucyka opiekuna, ten będzie wiedział, o czym piszę). Peter został sportretowany jako szkolny omnibus i łamaga, któremu każdy podkłada nogę i byle szkolny oprych spuszcza manto. W całym zamieszaniu, tylko dobroduszna Mary Jane widzi w nim kogoś więcej. I wszystko byłoby super, gdyby nie jedna maniera, która psuje mi odbiór całej historii. Otóż każda z przełomowych chwil w życiu bohatera została dosłownie muśnięta w sposób bardzo powierzchowny, przez co odbiór dzieła staje się chwilami zbyt miałki.

Bo wyobraźcie sobie super korporację, która pracuje nad genetycznymi modyfikacjami ciała i zupełnie nieumyślnie wypuszcza z pilnie strzeżonego laboratorium zmutowanego pająka, który całkiem przypadkowo kąsa pierwszego z brzegu turystę w ich biurowcu, jaki się napatoczy. Brzmi jak kiepski wstęp do filmów akcji z lat 80? Dla mnie zdecydowanie tak. Ale żeby nie być gołosłownym, popatrzmy dalej. Nikogo nie dziwi nagła przemiana fizyczna nastolatka, który jeszcze wczoraj przepadał przez własne sznurówki, a dzisiaj bryluje na lekcjach wychowania fizycznego. Za to wujek Ben zaczyna się poważnie martwić o coraz gorsze oceny podopiecznego (?!?). Dodajmy do tego dziwną mutację Osborna seniora i zupełnie niezrozumiałe intencje, jakie nim później kierowały – dlaczego zabił swoją żonę i w jakim celu chciał zgładzić Petera? Tego się już niestety nie dowiemy. 

 

Kolekcja

 

Pomimo mojej niechęci do samej treści, muszę pochwalić polskiego wydawcę, który stanął na wysokości zadania i zaprezentował album w sposób godny wszelkich pochwał, będący jednocześnie wizualnym spełnieniem marzeń niejednego kolekcjonera. A wraz z resztą Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, wydawnictwo stanowi nie lada rarytas dla każdego miłośnika historii obrazkowych, które koniecznie trzeba znać i – opcjonalnie – mieć. I choć nie przepadam za rysunkami Marka Bagley’a (a już tym bardziej za cyfrowym kolorowaniem kadrów), to polecam tytuł ze względu na wysoką jakość wydania i swoją sympatię dla postaci Pajączka.  

 

Zobacz również

After Yang

Nie ma czegoś bez niczego...

filmy

Deathloop

Zapętlona zabawa w Kotka i Myszkę

gry

Gnoza

Michał Cetnarowski

literatura

Diuna

Strach to zabójca umysłu

filmy

Top 7 filmów z 2021 roku

Subiektywne zestawienie najlepszych filmów fantastycznych

filmy

Wejdź na pokład | Facebook